Kiedy odeszła Małgosia, jej mama Halina postawiła na wigilijnym stole, w miejscu, gdzie siedziała przez dwa lata, jej zdjęcie, talerzyk i kubeczek. I nawet nalała do niego herbaty.
Mąż nic nie powiedział, jak to mężczyzna, ale widziałam, jak mu przykro – wspomina Halina Kozioł z Knurowa. Obok jeszcze jedno puste nakrycie przypominało zmarłego pół roku po Małgosi teścia Łukasza. Przyzwyczaiła się szykować talerze dla czterech osób – siebie, męża i córek – Agatki i Małgosi. Teraz się pilnuje, żeby nie stawiać pustego wigilijnego nakrycia podczas codziennych posiłków. – Kiedy pani poprosiła, żeby opowiedzieć o wigilii, to mnie ścięło z nóg – mówi.
– To piąte święta bez Małgosi. A zadra tkwi w sercu. I najbardziej ją czuć w Boże Narodzenie. Daniela – emerytowana nauczycielka z Katowic od trzech lat zasiada do wigilii z mamą Magdaleną uśmiechającą się ze zdjęcia. Mieszkały razem prawie całe życie. Ojciec Zenobiusz zmarł, kiedy była małą dziewczynką. Nigdy nie założyła rodziny. Mamę pochowała trzy lata temu, i do zeszłego roku, kiedy jeszcze mogła wychodzić (dziś porusza się z balkonikiem), rano w Wigilię szła do niej na cmentarz w Bogucicach. – Bardzo dużo ludzi w ten dzień chodzi do swoich zmarłych – opowiada. – Niektórzy noszą choinki z bombkami, ja stroik i opłatek. Kładłam go na pomniku.
Kulka z zaświatów
– Małgosia żyła niecałe trzy latka i tak nam jej brakuje, a czasem człowiek się łapie, że niewiele faktów pa-mięta – mówi jej mama Halina Kozioł. – Chodziła za starszą siostrą Agatką. Były jak papużki nierozłączki, nieraz brały się za ramię i coś tam sobie szeptały. Jej tak nie zależało na rzeczach, na prezentach. Ale miała osobliwe upodobanie – jedzenie papieru. Obgryzała rogi książek Agatki. Także tych, co dostała pod choinkę. – Jakiś czas po śmierci Małgosi otwarłam szafę i wypadła z niej zwinięta przez nią papierowa kula – wspomina. Śmiali się, jakby rzuciła im ją do zabawy z drugiego świata.
– Po śmierci bliskiej osoby człowiek się zamyka się, nie widzi otoczenia – mówi. – Podczas pierwszej Wigilii, kiedy ich zabrakło, myślałam: „Tu siedziała Małgosia, tu teść”. Łzy same nam leciały, każdy pociągał nosem. Nie da się tego opisać. Wiem, że obok była Agatka i mąż Zbyszek, ale bardziej czułam nieobecnych. Bo człowiek się stara, uśmiecha, ale stale czuje ból w sercu. Wiem, że mamy wspaniałą 11-letnią Agatkę, dobrze się uczy, ma wiele talentów. Ale zawsze zostaje pamięć po Małgosi. Nieraz myślę: „Teraz by poszła do pierwszej klasy, to bym kupiła jej w sklepie”. Widzę po teściowej, że od śmierci męża się traci, zapomina, wszystko leci jej z rąk.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych