Mundial 2018 odbędzie się na 13 stadionach w Europie i jednym w... Azji. W Jekaterynburgu w Rosji. Byliśmy tam.
Kiedy mieszkańcy Jekaterynburga wstają o szóstej rano do pracy, ludzie w Kaliningradzie przy granicy z Polską dopiero przewracają się na drugi bok. W Kaliningradzie jest bowiem dokładnie trzecia w nocy. W obu tych miastach będą rozgrywane mecze Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w 2018 r. Dzieli je 2,5 tys. kilometrów. Jekaterynburg to wysunięte najdalej na wschód miejsce piłkarskich rozgrywek. Leży w Azji, ale tuż przy jej styku z Europą, u stóp gór Ural. Gdyby mecze miały się odbywać w którymś z miast leżących jeszcze dalej na wschód, piłkarze musieliby przechodzić aklimatyzację, lecąc po wyjściu z grupy na mecze do europejskiej części Rosji. Różnica czasu między Moskwą a Irkuckiem na środku
Syberii wynosi już 5 godzin (i sześć godzin do Kaliningradu). We Władywostoku nad Oceanem Spokojnym słońce wschodzi aż 7 godzin wcześniej niż w stolicy Rosji. W Jekaterynburgu mieszka 1 mln 300 tys. ludzi, to czwarte pod względem liczby ludności miasto Rosji. Ma metro i międzynarodowe lotnisko, można tam też dotrzeć Koleją Transsyberyjską. Stadion „Uralmasz” stoi w centrum. Dzisiaj mieści tylko 13 tys. widzów, ale przed mundialem zostanie przebudowany. Na trybuny wejdą wtedy 44 tys. ludzi.
Car niesie syna
Jekaterynburg to jednak też miasto, w którym na kilku kilometrach kwadratowych jak pod lupą widać rosyjskie paradoksy. Żeby je zrozumieć, trzeba podejść do miejsca, gdzie stał sławny na cały świat dom Ipatiewa. Dom, w którym bolszewicy wymordowali rodzinę carską. W 1977 r. ten dom zburzyli komuniści, jakby chcąc zatrzeć ślady swojej zbrodni. Burzenia dopilnował lokalny sekretarz partii Borys Jelcyn, późniejszy prezydent Rosji. Co dzisiaj można tam zobaczyć? Cara Mikołaja II w aureoli i aureolę nad głową jego żony, carycy Aleksandry. Aureole ma też pięcioro ich dzieci. Tak wygląda na ikonach rodzina ostatniego cara Rosji w pięknym Soborze na Krwi, wzniesionym tu po upadku komunizmu. Car i jego rodzina zostali bowiem kanonizowani przez Kościół prawosławny. Oglądaliśmy z fotoreporterem te ikony z mieszanymi uczuciami. Car Mikołaj był przecież odpowiedzialny za represje wobec Polaków na przełomie XIX i XX w. Niewątpliwie jednak wierzył w Boga i został zamordowany w sposób, który budzi współczucie. Bolszewicy kazali mu zejść z rodziną do piwnicy domu Ipatiewa. Car niósł na rękach swojego chorego na hemofilię synka, 14-letniego Aleksego. Na dole komuniści zastrzelili carską parę, carewicza Aleksego i cztery urocze carówny: Olgę, Tatianę, Marię i Anastazję. Wokół soboru stoją dziś wielkie plansze z ich fotografiami. Jest też wielki pomnik rodziny carskiej, schodzącej schodami po śmierć, z Aleksym niesionym przez ojca. To bardzo wzruszająca scena.
Cześć dla mordercy
Goście mundialu bardzo się jednak zdziwią, widząc, kogo czczą Rosjanie kilkaset metrów dalej. Stoi tam ogromny pomnik człowieka, który rozkazał zamordować cara i jego dzieci: Włodzimierza Iljicza Lenina. Napis u stóp cokołu głosi: „Wszystko, co osiągnęliśmy, pokazuje, że opieramy się na najcudowniejszej w świecie sile robotników i chłopów – Lenin”. Imię towariszcza Lenina nosi też najważniejsza ulica przecinająca miasto. Rosjanie nie widzą w tym żadnej sprzeczności. Często są za to zdumieni, że Polacy dostrzegają w tym jakiś problem. Po drodze do Jekaterynburga przejeżdżaliśmy przez ulicę Dzierżyńskiego, zbrodniarza odpowiedzialnego za śmierć wielu tysięcy Rosjan. Powiedzieliśmy wtedy naszej znajomej Ninie, katoliczce z Syberii: – Dzierżyński był Polakiem, ale my go nie lubimy. – Dlaczego? – odpowiedziała Nina z absolutnie bezbrzeżnym zdziwieniem. Tuż za Jekaterynburgiem jest też nowy cmentarz, zbudowany dzięki zabiegom stowarzyszenia Memoriał. Leży na nim 18 tys. więźniów politycznych, zabitych w czasach komunizmu. „Dzisiaj znamy ich imiona. Zwolnij krok, odsłoń głowę przed mogiłą braci” – głosi napis. Wątpliwe, żeby do mundialu w 2018 r. Rosjanie przekonali się, że oddają cześć zbrodniarzom, którzy sprowadzili na ich kraj nieszczęście. Dobrze, że w ostatnich latach uczą się przynajmniej dostrzegać ich ofiary.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak