W USA telewizja na żywo transmituje przesłuchania kandydatów do Sądu Najwyższego. A u nas...
To zadziwiające, jak mało uwagi media poświęciły wyborom nowych członków Trybunału Konstytucyjnego. A przecież w ich rękach spoczęła ogromna władza. Trybunał ma prawo wyrzucania do kosza ustaw, które uznał za niezgodne z konstytucją. Może kontrolować konstytucyjność umów międzynarodowych. Ma też prawo rozstrzygania sporów kompetencyjnych między najważniejszymi organami państwa. W dodatku 2 grudnia tego roku minęła kadencja aż 4 z 15 sędziów TK. To znaczy, że nadarzyła się okazja do wymiany aż jednej czwartej jego składu. Sejmowe głosowanie w sprawie sędziów TK, które odbyło się 26 listopada, miało swoją dramaturgię.
Gładko przeszło trzech kandydatów PO i PSL. Byli to: dotychczasowy dyrektor Zespołu Wstępnej Kontroli Skarg Konstytucyjnych Trybunału Konstytucyjnego prof. Piotr Tuleja, były prezes Naczelnej Rady Adwokackiej mec. Stanisław Rymar oraz prof. Marek Zubik, szef Rady Legislacyjnej przy premierze. Z czwartym kandydatem koalicji rządowej prof. Bogusławem Banaszakiem też pewnie łatwo by poszło, gdyby nie to, że krótko przed głosowaniem PO wycofała swe poparcie dla niego, a on sam zrezygnował w tej sytuacji z kandydowania. Powodem był toczący się przeciw niemu od 5 lat (!) proces o plagiat. O czwarte wolne miejsce starali się natomiast kandydaci PiS (prof. Krystyna Pawłowicz) oraz SLD (prof. Andrzej Wróbel). Oboje przepadli. Jak tłumaczył przed kamerą poseł Jarosław Gowin (PO), pani profesor była jednak zbyt eurosceptyczna, a pan profesor – zbyt euroentuzjastyczny.
Poglądy sędziego
Tu dochodzimy do sedna tego, co stało się 26 listopada na Wiejskiej. Nie wiem, czy pocieszę prof. Pawłowicz i prof. Wróbla, ale w sejmowym głosowaniu bynajmniej nie poddano ocenie ich prawniczych kompetencji. Chodziło raczej o ich poglądy, a zapewne i o to, że rządowa koalicja stwierdziła, że to nie byli „jej ludzie”. Ubolewała nad tym „Gazeta Wyborcza”, która – oddajmy jej sprawiedliwość – potrafiła docenić wagę wyboru sędziów TK. Jej publicystyka szła w tym kierunku, by większy wpływ na obsadę TK miały środowiska prawnicze, a mniejsze znaczenie miały kwestie partyjne. Postulat stawiania prawniczych kompetencji wyżej od poparcia tej czy owej partii brzmi nieźle. Jednak, gdy słyszę o kimś, że jest dobrym fachowcem, to zastanawiam się, co znaczy taki komunikat. Czy rzeczywiście chodzi wyłącznie o kwalifikacje zawodowe kandydata? Czy może o to, że profesjonalnie jest niezły, a w dodatku ma poglądy zbliżone do poglądów tego, kto go chwali?
Co zmieni ta zmiana?
Poglądy sędziów Trybunału nie są bez znaczenia, bo każdy z nich orzeka przecież nie tylko na podstawie konstytucji, ale i własnego sumienia. Przed jakimi wyzwaniami staną sumienia nowych członków TK? Wspomnijmy tu o dwóch obszarach. Pierwszy to relacje polskiej konstytucji i prawa europejskiego. Dotąd wyroki Trybunału były życzliwe dla integracji europejskiej. Sądząc po wypowiedziach nowych sędziów, ich wybór nie zmieni tego nastawienia. Drugi obszar to sprawy bioetyczne, legalizacja związków homoseksualnych, możliwość adoptowania przez nie dzieci itp. Jeszcze przed głosowaniem „Gazeta Wyborcza” alarmowała, że jeśli proponowani (w domyśle: przez koalicję rządową) kandydaci przejdą (wtedy jeszcze aktualna była kandydatura prof. Banaszaka), to będziemy mieli Trybunał „niemal całkiem konserwatywny”. Tak dobrze chyba nie będzie. Bo z jednej strony prof. Zubik to człowiek, który opowiadał się za szerszą ochroną życia nienarodzonych niż obecnie. Z drugiej mec. Rymar i prof. Tuleja nie wyrazili sprzeciwu wobec ewentualnych przepisów o prawach związków partnerskich (np. do wspólnego opodatkowania, dziedziczenia czy opieki nad dziećmi jednego z partnerów). Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę, że czterej odchodzący z TK sędziowie trafili tam za czasów premiera Leszka Millera, to być może ostatnia zmiana w składzie TK będzie z korzyścią dla kierunku jego orzecznictwa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała