Od maja 2008 r. w Rosji działa tandemokracja – premier Putin i prezydent Miedwiediew wspólnie kierują największym państwem świata. Prezydent Rosji, który właśnie przyjeżdża do Polski, w tym tandemie jednak nie dominuje.
Chociaż formalnie Dmitrij Miedwiediew jest pierwszą osobą w państwie, najważniejsze instrumenty władzy znajdują się w rękach premiera Putina. Faktycznie Rosją rządzi biurokratyczna elita, wywodząca się z tzw. resortów siłowych, czyli służb specjalnych, milicji oraz armii, która zajmuje newralgiczne pozycje w państwie. Putin jest jednym z nich, Miedwiediew nie. Prawnik z akademickim stażem, wychowany w profesorskiej rodzinie w Leningradzie, nawet w czasach sowieckich znany był z tolerancji dla innego myślenia.
Karierę polityczną zaczynał na początku lat 90. XX w., podobnie jak Putin, u boku wpływowego mera Sankt Petersburga, Anatolija Sobczaka. Przez 17 lat wiernie kroczył za Putinem, pracując na różnych szczeblach w jego administracji. Pewnego dnia od swego pryncypała usłyszał: „zastąpisz mnie”, i był to z pewnością najważniejszy dzień w jego życiu. Wybory prezydenckie, które odbyły się w marcu 2008 r., były już tylko formalnością. Dostrzegają to zresztą Rosjanie. Opublikowane w listopadzie br. wyniki badań renomowanego Centrum Levada w Moskwie jednoznacznie pokazują, że przeciętny Rosjanin jest przekonany, że Putin zachował wpływ na bieg wszystkich najważniejszych spraw w państwie.
Mocny w słowach
We wrześniu 2009 r. Miedwiediew opublikował tekst pt. „Naprzód Rosjo”, określany jako jego manifest polityczny. Wzywał w nim do modernizacji kraju. Przyznawał, że demokracja w Rosji jeszcze nie okrzepła, a społeczeństwo obywatelskie jest słabe. Postulował rządy prawa i liberalizację gospodarki. W praktyce jednak podpisywał wszystkie akty prawne rządu Putina, zwiększające omnipotencję państwa i jego urzędników. Prezydent zrobił niewiele, aby zmienić system, w którym władze kontrolują wszystkie instytucje polityczne, a nawet opozycję, oraz blokują możliwości powstania jakiejkolwiek poważnej alternatywy politycznej.
Dlatego mało wiarygodnie brzmią także wypowiedziane ostatnio przez Miedwiediewa słowa o fatalnych skutkach „zastoju”, w jakim znalazła się Rosja. Z tej trafnej diagnozy niewiele bowiem wynika, a prezydent może co najwyżej powrócić, jak to zrobił niedawno, do głównego hasła swej kampanii wyborczej, tzw. projektów narodowych. Są to założenia wielkich państwowych programów socjalnych, wspierających służbę zdrowia, edukację, mieszkalnictwo, rolnictwo oraz mających na celu przezwyciężanie kryzysu demograficznego. Pożytku z tego będzie niewiele, ale na prawdziwe reformy prezydent jest zbyt słaby.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski