Kiedy pytam Marię Krystynę Habsburg, co to znaczy być księżną, śmieje się: – Bycie książętami wybijano nam z głowy. Za to stale uczono nas posługi biednym.
Kiedy w dzieciństwie razem z bratem Karolem dostawali kieszonkowe, rodzice kazali im część przeznaczać na potrzebujących. I choć Krysia Marysia – jak ją nazywano – uwielbiała żywieckie krówki i wszystko na nie wydawała, dostosowywała się do pouczeń. – Ćwiczono nas w miłosierdziu – mówi. – Raz biednej rodzinie Kubalańców kupiliśmy kozę za 12 zł. Kilo mąki kosztowało wtedy złotówkę. A potem wybuchła wojna. Wszystko skonfiskowano do ostatniej łyżki na rzecz Trzeciej Reszy i naprawdę nie mieliśmy nic. – Tyle pani miała rzeczy, a potem tak niewiele – stwierdzam. – To mi się przydało, bo zdecydowałam się wstąpić do zakonu Sióstr Misjonarek Lekarek Maryi w Irlandii – opowiada. – Nie udało się, bo zachorowałam na gruźlicę. Rodzice wpajali nam przekonanie, że majątek dostali od losu, trzeba się nim dzielić i gdy go stracili, nie rozpaczali. Nie warto z tego powodu płakać, wiem to, bo mam już 86 latek na karku.
6 lat temu, po kilkudziesięcioletniej emigracji, wróciła do Żywca na swoje włości. Dostała dożywotnio mieszkanie w dawnej kręgielni nowego zamku. Choć z charakteru została upartą, zbuntowaną dziewczynką, która nie chce się uśmiechać na zawołanie do zdjęć naszego fotoreportera, nigdy nie powiedziała złego słowa o Polsce. Nie przyjęła też innego obywatelstwa. – Tu mi się wszystko podoba. Jestem u siebie w domu, czyli w mojej ukochanej ojczyźnie – podkreśla. Tu, w rodowej kaplicy, gdzie trwa stała adoracja Najświętszego Sakramentu, leżą jej brat, dziadzio, babcia. – I ja mam tam też pozwolenie – chwali się.
Róże z frontu
Matka księżnej, Alicja Ankarcrona, była tak piękna, że nawet w wieku 80 lat zwracała na siebie uwagę. Pochodziła ze starej szwedzkiej rodziny szlacheckiej i wyznawała luteranizm. Ale kiedy wyszła za Polaka, hrabiego Badeniego, ojca znanego dominikanina Kazimierza Badeniego, przeszła na katolicyzm. Po jego przedwczesnej śmierci pobrała się z poznanym podczas I wojny Karolem Olbrachtem Habsburgiem, pułkownikiem artylerii armii austriackiej, potomkiem Leopolda II – cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. (Podczas II wojny po jego aresztowaniu w raporcie gestapo napisano: „Co uczynił Karol Olbracht dla niemieckości w Polsce? Nic nie uczynił”). Kiedy zakochany pojechał na front, codziennie wysyłał jej bukiet czerwonych róż. Jego przodek, arcyksiążę Albrecht Fryderyk Habsburg, w odziedziczonych dobrach żywieckich założył w 1856 r. słynny browar. Wszystko przekazał w spadku dziadkowi księżnej, Karolowi Stefanowi. To on z wyboru związał się z polską tradycją.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych