Alicja Siekierska jest najbliższą sąsiadką Fryderyka Chopina i tak jak sławny wirtuoz urodziła się w Żelazowej Woli. Rok Chopinowski z pewnością zapamięta, bo w 200. rocznicę urodzin kompozytora runęła jej stodoła.
Siedzimy w pokoju pełnym pamiątek. Trochę ciemno, bo okno zasłaniają kwiaty doniczkowe. Siekierska wspomina letnie niedziele, kiedy po obiedzie z koguta babcia Józefa Szymaniak zabierała ją do parku na długie spacery. Małą Alicję fascynował ogród z drzewami wielkimi do samego nieba oraz piękny dworek, w którym najpierw mieszkał Fryderyk Chopin, a później babcia Szymaniakowa. – Czasami śni mi się park, ten z dzieciństwa, pełen kwiatów. Ten, który odwiedzałam przy święcie – wyznaje Alicja i widać, że wiele by dała, żeby choć na chwilę cofnąć czas lub ożywić umarłych.
Rochowych morgów by brakło
– Urosłaś, w dziadka Szymaniaka poszłaś, i te policzki, i ten włos... – zauważa zdziwiona Józefa, jakby to ona pierwsza odkryła prawidła genetyki. – A pamiętasz, moja droga, eleganckie buciki écru? – Babciu, błagam na wszystkie świętości, zmieńmy temat rozmowy – nalega Alicja. – Widzę, że wiele się tu zmieniło: alejki królewskie, kwiaty przedziwne, więcej ludzi spaceruje, nasz stary dom jak nowy – pokazuje laską na dworek Chopina. – Aaaa, przecież ty tego nie wiesz – reflektuje się Alicja. – Dworek przeszedł niedawno gruntowny remont. Zerknij na dach – pokazuje ręką. – Górale z Nowego Targu ułożyli gont, ale nie tylko dach jest nowy. Dwór w środku i na zewnątrz odzyskał dawny blask. Nie pytaj, ile to kosztowało, bo worków pszenicy z dziadkowych morgów by brakło. – Co tam pieniądze, najważniejsza jest pamięć – mówi stanowczo babcia, po czym wyławia wzrokiem szkolną wycieczkę, która spaceruje z przewodnikiem.
– Ciekawe, czy ci tam wiedzą, że mieszkałam w pokojach Fryderyka, że twój tatuś bawił się w tych samych kątach co Frycek, że w Chopinowskich salonach przyszła na świat twoja ciotka. Pewnie mało kto wie, że w tym oto dworze Roch i Józefa Szymaniakowie wiedli swoje rodzinne życie – mruczy z nieskrywaną pretensją i przez chwilę zasmuca się nawet. – Zaraz, zaraz, tam była stajnia i obora, w dworku część mieszkalna i spichlerz, a wokół morgi żyznej ziemi – staruszka uśmiecha się do wspomnień. Przez chwilę kobiety idą w milczeniu, Alicja wzięła babcię pod rękę. Słońce piecze, ale pierzyna rozłożystych lip i kasztanowców chroni przed upałem. – Alicjo! – ożywia się nagle Józefa. – Powiedz im wszystkim! Powiedz, że twój dziadek po prawdzie czytać i pisać nie umiał, ale też wirtuozem był. Och, jak on dźwięcznie batem nad końmi śmigał, a zwierz szedł mu bruzdą posłusznie i co roku wysoki plon do stodoły zwoził.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Wójcik