Minister zdrowia chce zachęcić do prywatnych polis medycznych. Liczy na to, że dzięki nim rozładują się kolejki w publicznych placówkach, a w systemie ochrony zdrowia znajdzie się więcej pieniędzy
Rząd ma gotowy projekt ustawy, zgodnie z którym każdy, kto wykupi polisę dodatkowego, prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego, jej koszty będzie mógł odliczyć od podatku. Mogliby ją też ufundować pracodawcy z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych. Ubezpieczenie miałoby dwie formy: gwarantujące krótszy czas oczekiwania na świadczenia lub też umożliwiające dostęp do świadczeń, które nie są finansowane z NFZ. Eksperci oceniają, że to krok w dobrym kierunku, ale zbyt mały, by uratować publiczne lecznictwo. Za nim powinny pójść bardziej zdecydowane działania: danie pacjentom prawa wyboru, czy składki na leczenie chcą powierzyć NFZ czy prywatnym ubezpieczycielom. – W przyszłym roku w dwóch województwach: pomorskim i dolnośląskim, planujemy pilotażowo dopuścić prywatną konkurencję dla NFZ – zapowiada minister zdrowia Ewa Kopacz.
Prywatni tylko dodatkiem
Poza systemem publicznej służby zdrowia wędruje co roku od 22 do 30 mld zł, które pacjenci płacą lekarzowi z własnej kieszeni, dopłacają do leków, wydają na prywatne badania. To jedna trzecia kwoty, którą rocznie wydajemy na ochronę zdrowia w Polsce. Co na zmianach proponowanych przez ministerstwo zyskałby pacjent? Ten kupujący prywatną polisę nie zajmowałby miejsca w kolejce, bo polisa zagwarantuje mu szybki dostęp do leczenia. A to znaczy, że pozostali pacjenci będą czekać na swoją kolej krócej. Dzisiaj szpitale i przychodnie nie w pełni wykorzystują swoje możliwości, bo NFZ kontraktuje mniej usług niż są w stanie wykonać – tylko 60 proc. Pacjenci z dodatkowym ubezpieczeniem mogliby „zagospodarować” pozostałe 40 proc.
Król jest nagi, a my biedni
– Mówienie, że składka na NFZ to ubezpieczenie jest nieporozumieniem – zaznacza prof. Tadeusz Szumilicz ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. – Terminowość otrzymania usług jest w ubezpieczeniach bardzo ważna. To tak jakby skradziono nam samochód, a nasz ubezpieczyciel kazał nam przyjść po odszkodowanie za dwa lata, bo tyle ostatnio aut poginęło, że się nie wyrabia. Bez zmian system publicznej opieki zdrowotnej nie wytrzyma coraz większych kosztów, spowodowanych starzeniem się społeczeństwa i rosnącymi cenami nowych technologii. Na dłuższą metę w lecznictwie nie da się utrzymać przekonania, że wszystkim wszystko należy się za darmo. Według ekonomisty Ryszarda Petru, zmiany w systemie służby zdrowia są bardziej problemem politycznym niż ekonomicznym czy organizacyjnym. – Trzeba ludziom powiedzieć, że jesteśmy biednym krajem i że nie mogą oczekiwać wysokiej jakości usług medycznych. Trzeba powiedzieć dyrektorom słabych placówek, że nie dostaną kontraktów, chociaż do tej pory zawsze je mieli, trzeba znieść lament tych, którzy nie będą potrafili utrzymać się na rynku. Zmiany będą brutalne, ale ktoś musi je zrobić – mówi Petru.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Joanna Jureczko-Wilk