To nie jest Europa

Dzień, w którym flaga Turcji zawiśnie na stałe w Brukseli, będzie końcem Unii Europejskiej.

Turcja zdążyła przyzwyczaić Europę do swoich aspiracji. Od 1959 r., kiedy złożyła pierwszy wniosek o przyjęcie do europejskiego klubu, co jakiś czas temat wraca. W 1963 r. podpisana została umowa stowarzyszeniowa, w 1999 r. Turcja uzyskała status kandydata, a w 2005 r. rozpoczęły się negocjacje akcesyjne. To najdłużej pukający do drzwi Europy kraj. I dla części elit to wystarczający powód, by Unia wpuściła w końcu na eurosalony tureckich polityków. O swoim poparciu dla integracji Turcji z UE mówił niedawno brytyjski premier David Cameron. Sami zainteresowani nie ukrywają, że celem jest nie tyle integracja z Europą, co jej opanowanie. Znamienne są słowa Necmettina Erbakana (byłego premiera oraz ideologicznego guru obecnego prezydenta i premiera Turcji), wypowiedziane w Niemczech w 1989 r.: „Europejczycy są chorzy. Podarujemy im lekarstwo. Cała Europa stanie się islamska. Podbijemy Rzym”.

Demokracja wykluczająca
W obiegowej opinii Turcja jest dowodem na to, że w kraju muzułmańskim demokracja jest możliwa. Po upadku Imperium Osmańskiego i przejęciu władzy przez Mustafę Kemala (znanego jako Atatürk – ojciec Turków) na początku XX w. rozpoczęła się prawdziwa rewolucja kulturalna. Tak zwani Młodoturcy, do których należał Atatürk, chcieli m.in. zerwać z prymatem religii nad życiem społecznym. Ale świeckość państwa nie oznaczała bynajmniej wiernego naśladowania zachodniego modelu. Chodziło raczej o odwrócenie ról i przejęcie przez państwo kontroli nad religią. A dokładnie przez wojsko, które miało stać na straży laickości państwa. Generałowie kilka razy musieli interweniować, kiedy pojawiało się zagrożenie, że do władzy, w wyniku wyborów, mogliby dojść islamiści. W ciągu kilkudziesięciu lat miało miejsce kilka udanych zamachów stanu, którymi kierowali czujni wojskowi.

Młodoturcy rozwijali także ideę „panturkizmu”, tzn. zjednoczenia wszystkich ludów posługujących się językiem tureckim. Wiązało się to również z „wyczyszczeniem” Turcji z wszelkich „wielonarodowościowych naleciałości”. To m.in. było źródłem pierwszego w XX w. ludobójstwa, jakiego tureccy nacjonaliści dokonali na Ormianach. Czystki objęły również Greków, którzy zostali zmuszeni terrorem do opuszczenia swoich domów. Prof. Roberto de Mattei, włoski historyk, w książce „Turcja w Europie” przytacza opinie innych badaczy, potwierdzających wyraźnie antychrześcijański charakter deportacji Greków. W ten sposób nowe władze tureckie pozbywały się starożytnych mieszkańców tych ziem. Świadkiem rzezi, jaką Atatürk urządził Ormianom i Grekom w Smyrnie, był m.in. amerykański konsul. Powiedział potem, że był to ostatni akt „konsekwentnej polityki eksterminacji chrześcijan na ziemiach byłego Imperium Osmańskiego”. Do dziś mówienie w Turcji o tych wydarzeniach uznawane jest za zdradę, którą niektórzy niepokorni przypłacili życiem.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina