Szef małopolskiej PO próbuje przekonać proboszczów do swojego ugrupowania w wysłanym do nich liście. Raczej nie przekona.
Przewodniczący małopolskiej PO poseł Ireneusz Raś uznał, że proboszczowie archidiecezji krakowskiej w czasie kampanii prezydenckiej popierali przeciwników jego partii, ponieważ nie wiedzieli o działaniach PO na rzecz Kościoła. Postanowił więc tę wiedzę uzupełnić, przekazując ok. 650 małopolskim proboszczom specjalny list, w którym wymienia zasługi PO dla Kościoła. Pomysł zwrócenia się bezpośrednio do proboszczów jest ciekawą inicjatywą, jednak poza samą próbą nawiązania dialogu z proboszczami można o niej powiedzieć niewiele dobrego. Zawarta w liście diagnoza rzeczywistości, a także użyta argumentacja budzą poważne wątpliwości.
Złe poparcie
Poseł Raś diagnozuje, że w obecnych czasach „rzuca się cień na pozytywne wartości, którymi kieruje się nasze ugrupowanie” i zapewnia, że „patriotyzm i szacunek dla katolickich korzeni naszej Ojczyzny nie jest domeną tylko jednej prawicowej partii politycznej”. Prezentując list, polityk PO jasno dał do zrozumienia, że chodzi o to, aby proboszczowie nie popierali tylko PiS, lecz także jego partię, bo jest przychylna Kościołowi, a nawet ma dla niego zasługi. Nie podał jednak żadnego argumentu dla uzasadnienia tezy o powszechnym poparciu przez małopolskich proboszczów kandydata PiS. Takie przekonanie jest formułowane w mediach, ale dowodów jest zbyt mało, aby formułować uogólnienia.
Podstawowy problem z listem posła Rasia jest taki, że w ogóle zabiega o poparcie proboszczów dla partii. Próbując przekonać Kościół do swojego ugrupowania, traktuje go w kategoriach partyjnych jako wpływowy element życia politycznego, który może poprzeć lub nie daną partię. Jeśli nawet dopatrzył się takiego mechanizmu w przypadku relacji proboszczów do PiS, to nie powinien go otwarcie powielać. Bo duchowni nie mają prawa popierać konkretnych partii, lecz powinni oceniać rzeczywistość publiczną z punktu widzenia moralnego. To może prowadzić do chwalenia lub krytykowania konkretnych działań i programów, ale nie partii jako takiej, bo Kościół nie ma swojej partii. Jeśli ktoś tak uważa, to jest w błędzie, a osoby duchowne podejmujące takie działania nie zachowują zasad obowiązujących w Kościele. Nawet jeśli takie zjawiska występują, poseł PO powinien raczej je zakwestionować, a nie iść tą samą drogą.
Wątpliwie zasługi
Chcąc udowodnić zasługi PO dla Kościoła, poseł Raś zapewnia: „Mamy świadomość, że słowa bez czynów nie wystarczą!” i wskazuje konkretne działania. Wymienia tylko dwa, i to dyskusyjne. Pierwsze to przeznaczenie w ostatnich 3 latach przez polityków i samorządowców PO 27,8 mln zł na ochronę zabytkowych obiektów sakralnych Małopolski. Nie jest to zasługa tylko PO, ale całego samorządu, w którym są także inne ugrupowania, a program „Ochrona zabytków Małopolski” został wprowadzony przy pomocy koalicjantów. Dwuznaczność moralna takiej konstrukcji myślowej polega na tym, że – według polityka PO – za dysponowanie środkami przeznaczonymi na zadania publiczne należy się wdzięczność jego partii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogumił Łoziński