Już około 500 rodzin w Polsce nie posyła dzieci do szkół, ale uczy je w domach. Gdy ktoś się dziwi, mówią o USA, gdzie dzieci uczone w domach osiągają o wiele lepsze wyniki niż chodzące do szkół.
Coraz więcej polskich rodziców zadaje sobie pytanie: skoro ten system edukacji tak dobrze działa w Ameryce, to dlaczego nie miałby zadziałać w Polsce? A w USA udaje się to znakomicie. Efekty widać zwłaszcza u młodzieży, która idzie na studia wprost z domu, zamiast ze szkoły. Dowodzą tego m.in. badania z lat 2007–2009, prowadzone przez dr. Briana Raya na próbie 11 739 studentów z 50 stanów. Przeciętny amerykański uczeń mieści się z definicji w 50. percentylu (parametr statystyczny) w znajomości wiedzy ścisłej i humanistycznej. To znaczy, że połowa uczniów jest od niego lepsza, a połowa gorsza. Tymczasem uczniowie edukowani w domu plasują się aż w okolicach 84. percentyla w znajomości matematyki, 86. w naukach ścisłych i 84. w naukach humanistycznych.
Mnożenie dzięki muszlom
Przykładów nie trzeba szukać aż za oceanem – twierdzą polscy zwolennicy edukacji domowej. – Moja babcia Marianna Major-Karwowska w 1937 r. poszła na studia prosto z domu. Skończyła farmację, dzisiaj ma 91 lat. W czasie wojny była łączniczką AK o pseudonimie „Iskra” – mówi Paweł Zakrzewski, edukator domowy. – Dopiero komunizm przerwał w naszych rodzinach tradycję nauczania domowego – dodaje.
Marzena i Paweł Zakrzewscy mają sześcioro dzieci. Sami uczą je w domu. Marysia, przysłuchując się lekcjom starszych braci, w wieku 5 lat nauczyła się płynnie czytać. Dziś jest pierwszoklasistką uczącą się w domu. Ku zdumieniu rodziców wzięła ostatnio dla zabawy słownik ortograficzny i zaczęła z niego wyczytywać bardzo trudne słowa. Pisze też opowiadania i „wydaje” książki.
– Najczęściej uczymy się przez zabawę. Duża część nauczania zintegrowanego dotyczy poznawania przyrody – tłumaczy Marzena Zakrzewska. Nauczanie zintegrowane to nauka w klasach I–III szkoły podstawowej. – Możemy realizować podstawę programową, wypełniając i kolorując książki. Pomyślałam jednak, że zrobimy coś ciekawszego. Po co mamy pisać w zeszycie ćwiczeń, że to jest las liściasty, a tamten iglasty, skoro możemy iść do lasu i to zobaczyć – mówi. Dzieci Zakrzewskich wiedzą o przyrodzie prawdopodobnie więcej niż większość ich rówieśników. Tata robi im fascynujące nocne wyprawy, podczas których podglądają mieszkańców lasu przez noktowizor. W domku pod Warszawą dzieci mają własną kozę codziennie noszą jej wodę, karmią ją i doją. – Wdrażamy w ten sposób nasze dzieci do obowiązków. Nasze dzieci są ciągle zajęte i zafascynowane światem, nie nudzą ich nawet tak proste rzeczy jak robienie gościom kawy i herbaty – mówi. Kiedy Zakrzewscy wybrali się na wakacje, ich dzieci zaczęły zbierać kamienie i muszle. Po chwili cała gromada z zapałem uczyła się na tych muszlach tabliczki mnożenia. – Nauczanie domowe to niezbyt trafne określenie, bo nasze dzieci uczą się spontanicznie, tego, co chcą i gdzie chcą. A my je tylko inspirujemy – mówi Paweł Zakrzewski.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak