Krzyż jest trudny. Kłócą się o niego. Chcą przenosić albo przeciwnie – chcą traktować jak złotego cielca. Jak powstał i po co? Mało kto pamięta.
Tłumy, tłumy, tłumy. Załzawione oczy, w drżących rękach – różaniec albo święty obrazek. Albo zdjęcie zmarłego prezydenta i prezydentowej. Ból, wielki żal, mieszający się z brakiem wiary w to, co się stało. I żeby przetrwać ten brak wiary – to właśnie wiara potrzebna najbardziej. – Zdrowaś Maryjo, łaski pełna… – rozlegało się wśród tłumu delikatnie, a za chwilę jednoosobowa, prawie szeptem wypowiadana modlitwa rosła w kilkusetosobową siłę. I łączyła się z inną modlitwą, z przeciwległej strony Krakowskiego Przedmieścia: – Ojcze nasz, któryś jest w niebie… Wśród wciąż napływającego, falującego tłumu uwijają się harcerze z całej Polski. Dzień zlewa się im z nocą, a pracy chyba więcej niż przez niejedne całe harcerskie życie młodego druha. Niektórzy po raz pierwszy chyba naprawdę czują, że ta ich służba jest ojczyźnie potrzebna. I trzeba siły i młodości ducha, żeby to wszystko znieść: brak snu, krótki odpoczynek, łyk zupy i znów do pracy... Ale te wszystkie świeczki, te znicze, co parzyły palce, ten brak tlenu od morza małych ogników mniej bolały niż miliony oglądanych ludzkich łez.
Krzyż prosty
Nikomu nie trzeba było tłumaczyć, że to, co się dzieje, to moment historyczny. Że umarła elita, a tragedii nie da się opisać i trudno ją przetrwać. Ale jednocześnie jest w tej atmosferze żałoby coś więcej. Jest przedziwne poczucie, że mimo zwykłych, polskich podziałów i podzialików rozumiemy się. Pękła tama, a potop trudnej nadziei wylał się z Krakowskiego Przedmieścia na całą Polskę. Wtedy właśnie, gdy tysiące harcerzy biegało między górami kwiatów a naprędce skleconym szpitalem polowym, bez zbędnego gadania stawało się jasne, że czasu tej żałoby zapomnieć nie wolno. I że trzeba zrobić coś, by ci, co przyjdą po nas, popatrzyli, przeczytali i wiedzieli.
Żeby wiedzieli, że to po 10 kwietnia 2010 roku, chyba po raz pierwszy, dla Polski działali razem druhny i druhowie ze Związku Harcerstwa Polskiego, Związku Harcerzy Rzeczypospolitej i Skauci Europy. W pewnej chwili do Piotra Trąbińskiego, podharcmistrza ZHR, zadzwonił telefon. Znajomi, rodzice młodszych harcerzy, zapytali wtedy po raz pierwszy o ten krzyż. Powiedzieli, że jest zrobiony, gotowy. Taki prosty, drewniany. I zapytali, czy można przywieźć na Krakowskie Przedmieście i ustawić przed Pałacem Prezydenckim. Teraz nawet trudno sobie przypomnieć, kiedy to dokładnie było – którego dnia, o której godzinie. Piotr Trąbiński jak w kalejdoskopie widzi ludzi, którzy płakali i cieszyli się jednocześnie, gdy krzyż zaczął górować nad górą kwiatów i pamiątek. Taki punkt zaczepienia myśli, modlitwy. Punkt oparcia. Żadnych krzyżowych „kontrowersji”, niesnasek i wojenki. Normalność. A harcerze, wszyscy, i ci z ZHP, i z ZHR, i Skauci, czuli, że tak jest dobrze, że wypełniają obowiązek, którego nikt wcześniej wypełnić się nie podjął.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska