Kolejny szok związany ze sprawą Krzysztofa Olewnika: w Radomiu odnaleziono 60 tomów akt operacyjnych policji, które dotąd były nieznane.
To akta wytworzone przez policjantów Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu. O tym, że te dokumenty w ogóle istniały, można było dowiedzieć się już z przesłuchań sejmowej komisji śledczej w sprawie Krzysztofa Olewnika. Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku, prowadząca teraz sprawę, poszła tym tropem. I odkryła, że zaginione akta... wciąż są w Radomiu. Prokuratorzy nie chcą jednak o tym mówić. – Ustalono, że te akta istnieją. Zwrócono się do Komendanta Głównego Policji o ich udostępnienie. Na razie na to czekamy. Te akta są niejawne, więc nic więcej nie mogę powiedzieć – powiedział nam prokurator Krzysztof Trynka, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku. – Ale o tym, czy znaleziono je na półce z pomylonymi numerami katalogowymi, czy też może w jakiejś piwnicy, przecież może pan powiedzieć? – pytaliśmy. – Tych informacji też nie udzielamy – odpowiedział Krzysztof Trynka.
Poseł Andrzej Dera, wiceprzewodniczący sejmowej komisji śledczej w sprawie Krzysztofa Olewnika, uważa za wątpliwe, że zawiniło tylko wsadzenie akt na źle opisaną półkę. – Tu nie chodzi o to, że jakaś kartka zaginęła. Tu chodzi o kilkadziesiąt tomów. To niezrozumiałe, jak mogło do tego dojść. Komisja będzie próbowała tego się dowiedzieć – zapowiada. – Czy w tej komendzie policji panuje aż taki bałagan, czy też może było to celowe działanie? – mówi. Wiadomo, że odnalezione akta dotyczą okresu, w którym policja popełniała najbardziej rażące błędy. Dodajmy: policja z radomskiej Komendy Wojewódzkiej. Jej działania często wyglądają na zatajenie czy ukrywanie dowodów.
Jednym z wielu takich faktów jest sprawa kobiety, która sprzedała telefon komórkowy Wojciechowi Franiewskiemu, hersztowi bandy. Z tego telefonu porywacze dzwonili do rodziny Olewników. Sprzedawczyni zapamiętała bandytę, bo kupował telefon w niedzielę, żądał najdroższego modelu i nie chciał skorzystać z promocji. Kobieta powiedziała o tym policjantom, którzy opisali to w notatce. – Okazuje się, że policjanci ukryli tę notatkę. Przez ponad dwa lata nikt nie wiedział o istnieniu tej pani, ani o tym, że ona jest w stanie rozpoznać sprawcę – mówi poseł Dera.
Odnalezione akta mogą też wyjaśnić, dlaczego policja pozwoliła porywaczom na podjęcie okupu. Siostra i szwagier porwanego przekazali porywaczom torbę z okupem, bo policjanci z radomskiej komendy wojewódzkiej zapewnili ich, że są w pobliżu i będą interweniować. Okazało się to kłamstwem. – Tocząca się od dziewięciu lat sprawa Krzysztofa Olewnika pokazuje, że mamy dramatycznie niski poziom organów państwa, odpowiedzialnych za ściganie przestępców: komend rejonowych i wojewódzkich policji oraz rejonowych i okręgowych prokuratur – komentuje poseł Dera.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak