Jakub Płażyński prosi Polaków, żeby podpisali się pod projektem jego ojca, śp. Macieja Płażyńskiego. Jeśli zbierze 100 tys. podpisów, projekt trafi pod obrady Sejmu.
To obywatelski projekt ustawy, który umożliwi powrót do kraju Polakom z państw dawnego Związku Sowieckiego. Maciej Płażyński chciał go 12 kwietnia złożyć u marszałka Sejmu. Nie zdążył: zginął
10 kwietnia pod Smoleńskiem. Dzieło ojca podejmuje więc Jakub.
Testament taty
Jakub ma 26 lat. Skończył prawo, jest aplikantem adwokackim. Zdążył już wyfrunąć z rodzinnego domu w Gdańsku-Oliwie, mieszka w Warszawie. Jego ojciec przez Maciej Płażyński był wojewodą gdańskim, marszałkiem Sejmu z ramienia AWS, a ostatnio posłem bezpartyjnym. Miał troje dorosłych dzieci: najstarszego Jakuba, 24-letnią Kasię, studentkę prawa i historii sztuki w Gdańsku, oraz 21-letniego Kacpra, który też w Gdańsku studiuje prawo. Jakub próbuje podjąć dzieło swego ojca. Na zebranie stu tysięcy podpisów pod projektem ustawy przygotowanym przez Macieja Płażyńskiego ma czas do 23 września. – Dla mnie to realizacja testamentu taty. Ta ustawa jest jedną z rzeczy, która mi po nim pozostała – mówi. – To nie tylko moja powinność wobec ojca, ale też moja powinność, jako obywatela polskiego, w stosunku do Polaków, którzy mieszkają dzisiaj w krajach dawnego ZSRR – wyjaśnia.
Maciej Płażyński był prezesem Stowarzyszenia Wspólnota Polska, współpracującym z Polonią. Widział, że polityka państwa polskiego wobec rodaków rozsianych po dawnym ZSRR to fiasko. Dlatego zaprosił Związek Repatriantów RP do współpracy nad całkiem nową ustawą, która pozwoliłaby ściągnąć do ojczyzny Polaków ze Wschodu. Jego nazwisko zapewniało inicjatywie rozgłos, więc była szansa, że znajdzie się 100 tys. obywateli gotowych złożyć podpis pod projektem. Te nadzieje zostały pogrzebane w lesie pod Smoleńskiem.
Osiem zaproszeń
Obecna ustawa z 2000 r. dotyczy tylko Polaków z azjatyckiej części dawnego ZSRR. Chodziło o to, żeby dać pierwszeństwo powrotu tym rodakom, którzy najbardziej ucierpieli, bo zostali deportowani do Azji za rządów Stalina. Jednak nawet wobec nich ustawa nie działa. Dziś zaproszenia dla rodaków ze Wschodu mają wysyłać gminy. Później mogą starać się o odzyskanie z budżetu państwa wydatków, poniesionych na przygotowanie mieszkań dla repatriantów. Ta procedura trwa jednak długo. Samorządy zapraszają więc repatriantów rzadko. W 2008 r. do Polski przyjechało ich zaledwie 268. W kolejce do repatriacji czeka 2700 osób. – W 2008 r. samorządy wystosowały do Polaków z Kazachstanu tylko 18 zaproszeń, a w 2009 r. zaledwie 8 – mówi Aleksandra Ślusarek, przewodnicząca Związku Repatriantów RP. – Jeśli przez 15 lat Polska ściągnęła ze Wschodu tylko 5 tys. Polaków, to przy dotychczasowym tempie zakończymy repatriację za 200 lat. Może Polska czeka, aż problem rozwiąże się naturalnie? To bardzo smutny scenariusz. Zwłaszcza że mówimy o osobach przymusowo deportowanych i zesłanych do azjatyckich republik ZSRR oraz o ich potomkach. Ci ludzie nigdy nie wyparli się Polski, to Polska o nich zapomniała – mówi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak