To jedyne możliwe określenie misji w Afganistanie, z której polscy żołnierze mają wrócić w 2012 roku. Wraz z Zachodem przegrywamy wojnę nie do wygrania.
Polska znalazła się w strategicznym pacie w Afganistanie. To nie opinia pierwszego lepszego publicysty, tylko żołnierza i szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, generała Stanisława Kozieja. – Zadania, jakie już na siebie wzięliśmy, przerastają możliwości naszego kontyngentu – uważa szef BBN, a to, jego zdaniem, zwiększa ryzyko dla polskich żołnierzy. Te słowa zbiegły się z publicznymi deklaracjami Bronisława Komorowskiego, że do 2012 roku polscy żołnierze powinni wrócić z Afganistanu.
Zmęczenie NATO
Nasz kraj, twierdzi Koziej, nie jest już w stanie angażować się bardziej – zarówno ze względów ekonomicznych i politycznych, jak i wojskowych. Nasza niewydolność jest jednak pochodną braku pomysłu całego NATO, zaangażowanego w tę wojnę, na jej dalsze prowadzenie. – NATO jest już strategicznie zmęczone Afganistanem. Ma ogromne trudności z podjęciem jakiejkolwiek nowej inicjatywy. Czeka biernie na rozwój wypadków. Zapowiedź wycofania się Kanady i Holandii można oceniać jako początek odpływu sojuszników, który już w przyszłym roku może zacząć przybierać formę niedającego się zahamować odwrotu, grożącego katastrofą strategiczną NATO – mówi stanowczo generał.
O te słowa pretensje miał Sztab Wojska Polskiego, bo te wypowiedzi nie były konsultowane z nikim z dowódców. Najbardziej kontrowersyjna była jednak wypowiedź kandydata PO na urząd prezydenta. Jasne określenie daty wyjścia z Afganistanu naraża naszych żołnierzy na ataki ze strony talibów. Te dość nieodpowiedzialne słowa nie zmieniają faktu, że o Afganistanie coraz wyraźniej trzeba mówić w kategoriach porażki. Nie zmienią tego żadne zastępcze terminy jak „misja pokojowa”. To nie żadna misja, tylko brutalna wojna, w której kolejny raz ignorancja Zachodu przegrywa z twardą rzeczywistością. To wojna, w której nie tylko giną polscy i natowscy żołnierze (jakkolwiek strasznie to brzmi – jest to część ryzyka zawodowego), ale przede wszystkim tysiące cywili, którzy coraz bardziej mają powody nazywać „misję pokojową” okupacją.
Siódma siła
Polscy żołnierze są obecni w Afganistanie (decyzją rządu Leszka Millera) od wiosny 2002 r. W ten sposób dołączyliśmy do międzynarodowej koalicji, w której główny ciężar przejęło NATO, przede ww szystkim USA. Bo to atak na World Trade Center 11 września 2001 r. stał się dla administracji Busha powodem ogłoszenia „wojny z terrorem”. Jego siedlisko zlokalizowano głównie w Afganistanie, a talibowie i Osama bin Laden stali się wrogami numer jeden. Ponieważ jeden z członków NATO (USA) został zaatakowany, powołano się na zasadę „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. W ten sposób przede wszystkim tłumaczono sens naszego zaangażowania w tę wojnę wraz z innymi członkami Sojuszu. Miała to być inwestycja bezpieczeństwa na przyszłość: stanie z boku, tłumaczono, mogłoby narazić i nas na samotność w razie ewentualnego ataku na Polskę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina