Tragiczna śmierć polskiej elity pod Smoleńskiem sprawiła, że w jednej chwili nasze życie polityczno-społeczne zostało rozbite na niespotykaną w świecie skalę. Polskie życie publiczne po tragedii w Smoleńsku już nigdy nie będzie takie samo.
W pojawiających się od momentu tragedii ocenach, że pod Smoleńskiem zginęła elita polskiego życia publicznego, której wpływ na funkcjonowanie państwa był olbrzymi, nie ma żadnej przesady, czy emocjonalnej egzaltacji. Jednak analiza konsekwencji, jakie pociągnie za sobą ta tragedia, pokazuje, że bez wątpienia największe straty poniósł obóz polityczny i ideowy związany z Prawem i Sprawiedliwością.
Zachwiane życie publiczne
Jeśli funkcjonowanie naszego państwa porównamy do dwóch płuc, które wypełniane są działalnością ludzi ideowo związanych z dwoma największymi obecnie partiami politycznymi: PO i PiS, to niewątpliwie jedno z nich zostało gwałtownie pozbawione dopływu tlenu. Ta pustka jest na tyle poważna, że można mówić o zachwianiu pewnej równowagi sporu publicznego, która istniała od wyborów w 2007 r. Z jednej strony mieliśmy dominację PO w parlamencie i rządzie, z drugiej przeciwwagę w postaci prezydenta i jego kancelarii, a także szefów najważniejszych instytucji centralnych. Celowo wspominam o tej ostatniej grupie, bowiem zarówno prezes NBP Sławomir Skrzypek, jak i Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski czy prezes Instytutu Pamięci Narodowej Janusz Kurtyka byli ludźmi bądź wprost związanymi z PiS, bądź podzielającymi idee tego ugrupowania.
Pod Smoleńskiem zginęli prezydent ze swoimi trzema ministrami, szefowie urzędów centralnych. Jedna strona sporu politycznego i ideowego, jaki toczy się w ostatnich latach w Polsce, doznała niepowetowanych strat. Jednak realne niebezpieczeństwo, przed jakim stoi nasze życie publiczne, nie polega tylko na tym, że tych ludzi zabrakło. Problemem jest, że proces wyłaniania ich następcy może doprowadzić do tego, że wszystkie urzędy w państwie obejmą osoby związane z jedną opcją polityczną, czyli PO.
Bowiem prezes IPN, czy RPO są wybierani przez parlament, gdzie obecnie większość ma PO, a prezes NBP też przez parlament, ale na wniosek prezydenta. Także prezydent mianuje Szefa Sztabu Generalnego i dowódców wszystkich rodzajów Sił Zbrojnych RP. Istniejąca już dominacja PO w parlamencie i rządzie może więc objąć także urzędy centralne czy urząd prezydenta. Oczywiście wszystko będzie się odbywać zgodnie z prawem, tyle że objęcie wszystkich funkcji w państwie przez osoby związane tylko z jedną opcją kryje w sobie olbrzymie niebezpieczeństwo zawłaszczenia państwa i jest dla systemu demokratycznego, dla którego naturalne jest ścieranie się różnych opcji i wypracowywanie rozwiązań uwzględniających szeroki wachlarz opinii, niebezpieczne.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogumił Łoziński