Okoliczności śmierci Pana Prezydenta, jego małżonki i innych wybitnych postaci społeczno-politycznej elity Polski nasuwają wielu ludziom metafizyczno-religijne refleksje. Pojawiają się m.in. słowa o ofierze, która nie powinna być zaprzepaszczona. Czym jest ofiara?
W sensie religijnym jest to złożenie Bogu jakiegoś daru, aby przebłagać Go za grzechy i się z Nim zjednoczyć. W znaczeniu bardziej ogólnym ofiara byłaby poświęceniem określonego dobra, by osiągnąć jakieś wartości lub dać o nich świadectwo. Jedną z największych ofiar jest ofiara z własnego życia. Niedoścignionym typem takiej właśnie ofiary jest śmierć Jezusa Chrystusa na krzyżu.
Pasażerowie prezydenckiego samolotu, którzy lecieli do Smoleńska, nie myśleli o oddaniu swego życia. Chcieli oddać hołd tym, którzy 70 lat temu zostali pomordowani w Katyniu. Udali się w podróż nie tylko jako reprezentanci narodu, ale zapewne także z potrzeby serca. Załoga samolotu natomiast i inne służby wykonywały po prostu swoją pracę, choć i oni chcieli oddać cześć ofiarom zbrodni katyńskiej. Niestety, wszyscy ponieśli nagłą śmierć. Nie wiemy nawet, czy w ostatniej chwili swego życia sformułowali wobec Boga, najbliższych, lub wobec samych siebie jakąś myśl.
A jednak, bez względu na to, jak rzeczywiście było, mamy prawo myśleć o tragedii pod Smoleńskiem w kategoriach ofiary. Śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego i tych, którzy z nim lecieli do Katynia, jest bowiem jakimś wołaniem za dobrem. Ich śmierć staje się ofiarą w nas, którzy – choć nie potrafimy znaleźć adekwatnych słów – to czujemy, że chcemy być lepsi jako jednostki i jako społeczeństwo. Niekiedy tak bywa, że dopiero ludzka krew, cierpienie i śmierć przełamują niepokonalne – wydawałoby się – bariery. Jeśli w relacjach polsko-rosyjskich nastąpi przełom, jeśli polscy politycy będą bardziej dbali o dobro wspólne, a mniej koncentrowali się na opluwaniu oponentów politycznych, jeśli wreszcie prawda o Katyniu stanie się szeroko znana w świecie, to będziemy mieli prawo powiedzieć, że ofiara złożona pod Smoleńskiem nie poszła na marne.
W tych dniach o Polsce mówi się i pisze na całym świecie. Tragedia, która nas dotknęła, w pewien sposób nas wyróżnia. Przestrzegałbym jednak przed powracaniem do idei: Polska mesjaszem narodów. Nie popadajmy w śmieszne zarozumialstwo, że oto zostaliśmy naznaczeni i wybrani w przeciwieństwie do innych narodów. Co nie znaczy, że Bóg nie oczekuje od nas czegoś szczególnego. Przypominają się wypowiedziane w Krakowie słowa Benedykta XVI: „Wraz z wyborem Karola Wojtyły na Stolicę św. Piotra (…), wasza ziemia stała się miejscem szczególnego świadectwa wiary w Jezusa Chrystusa. (…) Niech nie zabraknie światu waszego świadectwa”. Te słowa nabrały jeszcze większej mocy po 10 kwietnia 2010 roku.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Dariusz Kowalczyk SJ, jezuita, teolog, wykładowca Uniwersytetu Gregoriańskiego