Jeśli poważnie traktować powołanie polityka, urzędnika, duchownego, osób pilnujących bezpieczeństwa najważniejszych postaci w państwie czy w końcu wszystkich tych, którzy pielęgnują pamięć o wydarzeniach fundujących narodową wspólnotę, to bez wątpienia mamy do czynienia z ofiarą.
Pozostaje problem ołtarza, na którym ta ofiara została złożona. W komentarzach tuż po tragedii pojawiły się opinie, że jest to ofiara na ołtarzu państwa polskiego. Na pierwszy rzut oka brzmi to sensownie, bo ofiary wypadku zginęły niejako „na posterunku”. Wszyscy służyli Polsce, oczywiście bardzo różnie rozumiejąc rację stanu swojej ojczyzny. Nic w tym dziwnego, bowiem żyjemy w ustroju demokratycznym, który żywi się sporem politycznym i światopoglądowym. Gdy jednak przyjrzeć się temu bliżej, okazuje się, że taka interpretacja to za mało. Sformułowanie „państwo polskie” oznacza coś znacznie więcej niż ład demokratyczny, zwłaszcza wtedy, gdy dochodzi do katastrofy, która przemawia językiem symbolicznym.
Ofiara przyjmuje wówczas charakter „aktualizujący”, wskrzeszając porzucone bądź zapominane dotąd znaki i postawy. Każą one pochylić się nad pytaniem o tożsamość Polaków, która – ku zdziwieniu wielu – wciąż nosi nieusuwalną pieczęć wiary katolickiej. Nałożenie się trzech dat – oficjalnych obchodów 70-lecia ludobójstwa katyńskiego, piątej rocznicy śmierci Jana Pawła II i wigilii Niedzieli Miłosierdzia Bożego – splata w eschatologiczną jedność dzieje narodu, który po 1989 roku, decyzjami znaczącej części swoich synów, postanowił wyrzec się dziedzictwa przymierza, jakie Pan Bóg zawarł z Polakami w Ślubach Lwowskich Jana Kazimierza i Jasnogórskich Ślubach Narodu Polskiego. Jeśli przyjąć tę interpretację, ofiara 10 kwietnia służy bardzo poważnemu namysłowi nad tożsamością narodową i zdefiniowaniu na nowo słowa „polskość”. Etos polskości przepojony jest wstrząsającą treścią „Bogurodzicy” oraz brzmi krokami pielgrzymów jasnogórskich, którzy od prawie 600 lat modlą się przed obliczem Czarnej Madonny. Ten etos został symbolicznie pogrzebany, a jednocześnie jakoś dowartościowany w tragedii smoleńskiej. Może jest to sygnał, by nie został on ostatecznie zaprzepaszczony?
Pan Bóg przygotował Polsce misję czytania znaków czasu i poszanowania wiary i historii przodków, która w ostatnich ponad 20 latach często bywa lekceważona. Opatrzność Boża zdaje się mówić, że Miłosierdzie najdobitniej przemawia przez niezawinione cierpienie. Również w dziejach narodu. Jan Paweł II w książce „Pamięć i tożsamość” pisze: „Odniesienie eschatologiczne mówi (…) o tym, że życie ludzkie ma sens i mają też sens dzieje narodów. Oczywiście ludzie, a nie narody staną przed sądem Boga, ale przecież w tym sądzie nad poszczególnymi ludźmi jakoś sądzone są również narody. Czy istnieje eschatologia narodu? Naród ma sens wyłącznie historyczny. Eschatologiczne jest natomiast powołanie człowieka. Ono jednak rzutuje w jakiś sposób na dzieje narodów”. Czy nie jest to znaczące stwierdzenie w ustach Papieża Polaka? Nawrócenie przychodzi często przez bolesne, trudne do zaakceptowania wydarzenia. Również śmierci najbliższych. W smoleńskiej katastrofie symbolicznie została pochowana cała współczesna Polska. Sytuacje trudne do zaakceptowania, przychodzące z zewnątrz, bywają głosem Bożej łaski i bramą autentycznego nawrócenia. Ale tylko od nas zależy, czy będziemy chcieli ów trudny dar przyjąć i tego kolejnego, polskiego cierpienia nie traktować jako przeklętego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marek Horodniczy, redaktor naczelny Magazynu Apokaliptycznego „44/ Czterdzieści i Cztery”