Bogata ciotka Unia zamaszystą ręką sypnęła groszem po podłodze izby. Ta sama ciotka wyszła wiosną w pole, by pomóc w zasiewach.
Na jednej ze stron internetowych dla rolników rozgorzała dyskusja na temat: zasiać odmianę żyta populacyjnego czy hybrydowego? Jarosław z Lubuskiego: „Z odmiany hybrydowej uzyskałem znacznie wyższy plon niż z odmiany populacyjnej, przy zastosowaniu takiej samej ochrony”. Tomasz Witkowski: „Średni plon żyta hybrydowego z gospodarstwa zebrałem 7,9 tony (…). Żyto rosło na IV b i V klasie ziemi. W tym sezonie również będę siał żyto mieszańcowe”. Tomasz Witkowski to młody rolnik, który po studiach prawniczych w Warszawie porzucił stolicę i karierę zawodową. Wydzierżawił ponad 100 hektarów ziemi w okolicy Nasielska na Mazowszu i uprawia zboże. W czasie rozmowy przyznaje, że wzorem rolnika jest dla niego Edward Dutkowski po drugiej stronie Wisły, we wsi Suchodębie w powiecie kutnowskim. Dutkowski ma dwa kurniki (trzeci wynajmuje) i 500 hektarów, głównie z uprawą zbóż. Mieszka jak dziedzic w starym dworze, na terenie równie starego parku.
Praski apartament
Dojeżdżając do gospodarstwa Edwarda Dutkowskiego, w pamięci błyskają krótkie stop-klatki, wspomnienie czegoś, co już się kiedyś widziało: Domek na prerii, Ania z Zielonego Wzgórza, Siedlisko... W każdym razie, jeśli ktoś szuka natchnienia, niech tu przyjedzie. 500 hektarów ziemi przecina wąska droga, która wiedzie do bram gospodarstwa i dworku. Po jednej i drugiej stronie drogi rozciągają się połacie zasianych buraków i kukurydzy. Nie brakuje oziminy, co zaczyna się zielenić w słońcu. W powietrzu latają niewielkimi grupkami wróble, jakby wypuszczone przed chwilą z klatki. Po wyjściu z samochodu sielankę zakłócają receptory zapachowe. Z pomocą przychodzi rozum, który tłumaczy: przecież 80 tys. kur musi gdzieś...
Dworek od kurników dzieli ogromny plac. Na nim stoją garaże, magazyny i biuro Dutkowskiego. W centralnym miejscu, jak w sali geograficznej, wisi mapa gospodarstwa. Rolnik, niczym nauczyciel, pokazuje palcem swoje włości i opowiada o stanie rolnictwa polskiego w strukturach Unii Europejskiej. Rzeczowo, logicznie, można się poczuć jak na wykładzie o korelacjach polityki i rolnictwa. Średnio co 4 minuty przerywa mu komórka bądź ktoś puka do drzwi. Zatrudnia na stałe 6 osób. Podkreśla, że wejście w struktury UE wyszło wsi na dobre, choć rząd za słabo walczy o pozycję rodzimego rolnictwa na rynkach zewnętrznych i nie chroni przed konkurencją. Za przykład podaje import taniej wieprzowiny i cukru, podczas gdy w kraju zamykane są dobrze prosperujące cukrownie, a hodowcy trzody wpadają ciągle w świńskie dołki. Ze zbożem też tak jest. – W 2006 r. za tonę pszenicy płacili 900 zł, a w tym trudno sprzedać za 450 – mówi pan Edward. – Chciałbym, aby politycy zagwarantowali stabilizację cen. Brak tej stabilizacji jest dla nas sporym utrudnieniem. W pewnym sensie rekompensatą za chude lata są dopłaty bezpośrednie do gruntów rolnych. UE dopłaca też do maszyn. U Dutkowskiego jedne z tańszych kosztowały w granicach 200 tys. zł. Ale ma też maszynę za 700 tys. Jeśli ktoś się gubi, to przedstawmy ową wartość w taki oto sposób: za kombajn pana Edwarda śmiało można kupić apartament na warszawskiej Pradze i tym samym mieć za sąsiadów gwiazdy z pierwszych stron gazet.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Wójcik