W Kirgistanie doszło do krwawego przewrotu. Odsunięcie od władzy prezydenta kosztowało życie ponad 80 osób.
Prezydent Kirgistanu – jak od uzyskania niepodległości w 1991 r. nazywa się była Kirgiska Republika ZSRR – Kurmanbek Bakijew został zmuszony do opuszczenia stolicy. Miastem zawładnęli stronnicy opozycji – jego niedawni sojusznicy. Prezydent zbiegł na oddzielone od stolicy górami Tien-szanu południe. Tu, w Kotlinie Fergany, znalazł schronienie. Przewrót przebiegł wyjątkowo krwawo. Jednego dnia (7 kwietnia) zginęło ponad 80 osób. O ich śmierć obwinia się brata obalonego prezydenta, szefa Służby Straży Państwa.
Kirgizi mówią „dość”
Problemy władz kirgiskich zaczęły się w listopadzie 2009 r., gdy ogłoszono 100-procentową podwyżkę cen energii i ogrzewania i zapowiedziano kolejną – 500-procentową. Protesty zaczęły się 24 lutego w Narynie, gdzie ok. 1000 mieszkańców manifestowało pokojowo przeciw podwyżkom. Protesty poparła opozycja, która 17 marca zorganizowała w Biszkeku wiec – kurułtaj – dołączając postulaty uwolnienia więźniów politycznych, zniesienia blokady kilku stron internetowych i odsunięcia ze stanowisk krewnych prezydenta. W razie niespełnienia żądań opozycja groziła kolejnymi kurułtajami. Właśnie próba takiego kurułtaju w Talasie spowodowała gwałtowną reakcję władz (aresztowanie jednego z liderów opozycji). Następnego dnia nieoczekiwanie „padł” Biszkek. To formalnie, bo szalę przeważyło chyba odsuwanie przez Bakijewa od władzy sojuszników, z którym zdobywał władzę w 2005 r. I fakt, że otaczał się posłusznymi ludźmi ze swojego klanu. Tych rozżalonych sojuszników widywano w Moskwie, którą Bakijew rozczarował, grożąc Amerykanom zamknięciem ich bazy wojskowej w Manas i cofając groźby w zamian za pomoc materialną.
Kraj 40 plemion
Kirgistan (czyli kraj 40 plemion) to niewielkie, ubogie, górskie państwo, pozbawione – w przeciwieństwie do sąsiadów – znaczących bogactw naturalnych. Oprócz bazy USA niemal na przedmieściu Biszkeku znajduje się baza wojskowa Rosji. Kirgistan graniczy z rosnącymi w potęgę Chinami – z ich niespokojną prowincją, ujgurskim Sinkiangiem. Pięć lat temu Kirgistan po raz pierwszy skupił na sobie uwagę świata niemal bezkrwawą „tulipanową rewolucją”, pozornie demokratycznym zrywem ludu rozgniewanego skorumpowanym stylem rządzenia pierwszego od niepodległości prezydenta Askara Akajewa. Trzecia, w serii „kolorowych” lub „aksamitnych”, rewolucja w Kirgistanie (po Gruzji i Ukrainie) wydawała się następną kostką domina przewracającego się postsowieckiego, prorosyjskiego systemu władzy. Już wyglądano następnych klocków, chwiejących się jakoby w Taszkiencie i Mińsku. Wojny w Iraku i Afganistanie przybliżały USA do dawnej sowieckiej Azji Środkowej, rzucając wyzwanie Moskwie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Stanisław Guliński, arabista, znawca problemów Bliskiego Wschodu