Hinduskie dziecko przychodzi, by przed snem zrobić mu na czole znak krzyża. Muzułmanka adoruje krzyż. Hinduiści odmawiają Różaniec, a w domach mają obrazy Jezusa i Matki Bożej. To wszystko w kraju, w którym chrześcijanie są prześladowani.
Indie są jak kontynent, a każdy stan jak osobne państwo – przypominam sobie, lądując w New Delhi. Czeka mnie jeszcze lot do Raipuru – stolicy stanu Chhattisgarh. Tu nigdzie nie jest blisko. W samolocie zetknięcie z pachnącą przyprawami kuchnią hinduską i pierwsze zadziwienie. Siedzący obok mężczyzna czyta książkę „Dlaczego Chrystus został chrześcijaninem?”. Uwagę przykuwają niebieskie turbany Sikhów. Ich włosy nigdy nie widzą nożyczek, stąd długie brody zawijają pod turban. Kobiety podróżują w barwnych sari. Dolatujemy po zmroku. Wita mnie skwar i naganiacze natrętnie proponujący taksówkę…
Raipur, żebracy i sari
Korki na ulicach, wszechobecny dźwięk klaksonów i nowoczesne samochody ścigające się z rikszami. To Raipur. W tym wydającym się nie do ogarnięcia chaosie przeciskają się żebracy, piesi próbują dostać się na drugą stronę ulicy, dostojnie spacerują krowy. Wychudzona kobieta wyciąga rękę z nadzieją, że zarobi na garść ryżu. Nagle jej wzrok roziskrza się i nie czekając na kilka rupii, radośnie wita się z doktor Heleną Pyz. – Od nas nie żebrze. Wie, że pomagamy takim jak ona – mówi polska lekarka, pracująca od 20 lat wśród trędowatych w ośrodku Jeevodaya.
Siedzimy otoczone zwojami kolorowych tkanin. Zbliża się Wielkanoc, trzeba wybrać materiały na obowiązkowe świąteczne ubranie. Dla towarzyszącej nam Jaintri będzie to wejście w dorosłość: kupuje swe pierwsze sari. Marzenie każdej hinduskiej kobiety niezależnie od wyznawanej religii. Kiedy wybieramy materiały, właściciel sklepiku pali kadzidełka przed ołtarzykiem Lakszmi – bogini szczęścia. Często się zdarza, że pierwsze zarobione danego dnia pieniądze całuje i przykłada do czoła, co ma mu zapewnić powodzenie w interesach. Dostajemy parzoną po hindusku kawę – słodką i z dużą ilością mleka.
Raipur się rozwija. Ku niebu pną się kolejne budynki. Nie widać dźwigów. Większość materiałów transportowana jest ręcznie, nawet taczek tu nie ma. Przy drodze widzę kobiety noszące cegły. Najcięższa praca fizyczna zarezerwowana jest praktycznie dla nich. Mimo postępu są zupełnie zależne od mężczyzn. Niezamężna kobieta jest nikim. To mężczyzna decyduje o jej losie. Gdy nie wyda mu na świat upragnionego dziecka, jest napiętnowana przez rodzinę. Wówczas, by „wynagrodzić” winę, kobieta często dokonuje samospalenia. Oficjalnie mówi się, że jej sari zajęło się od ognia w czasie przygotowywania posiłku. Policja o nic nie pyta. Kwitnie selektywna aborcja, której ofiarami padają dziewczynki. Lekarze mają zakaz informowania rodziców o płci dziecka.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Beata Zajączkowska, dziennikarka Radia Watykańskiego