W te dwa dni (10 i 11 kwietnia 2010 r.) temperatura powietrza w Warszawie podniosła się od milionów zniczy. Zapach dymu, modlitwa i łzy. I poczucie, że jesteśmy razem. Choć opuszczeni.
Było wpół do dziesiątej rano. Warszawski taksówkarz jeszcze nie wiedział, nie słuchał radia. – Jakoś nie mogę uwierzyć. Kończyłem szkołę lotniczą. Nasi wykładowcy, ci, którzy służyli w 36. Pułku Specjalnym, mówili już kilka lat temu o „tutkach”, o tych samolotach: latające trumny. Boże, ja chyba śnię…
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska, Tomasz Gołąb