Osoby o skłonnościach homoseksualnych mają w Polsce zapewnione pełne prawa i wolności obywatelskie. Do ich realizacji nie są potrzebne tzw. związki partnerskie.
Środowiska gejów i lesbijek w Polsce coraz intensywniej domagają się prawnego uznania związków tej samej płci. Partie lewicowe ochoczo podejmują ten temat. SLD zapowiada złożenie w Sejmie projektu ustawy o „związkach partnerskich”. Argumenty, jakie podają, aby przekonać opinię publiczną do tego rozwiązania, to pomieszanie propagandy z żądaniami przywilejów, które związkom jednopłciowym przysługiwać nie powinny. Często jest na przykład przedstawiany obraz dwóch osób tej samej płci, które są „prześladowane” i dyskryminowane przez machinę nieprzyjaznego im państwa, nie mogąc po sobie dziedziczyć, odbierać korespondencji czy dowiedzieć się o zdrowie partnera. Brak takich praw byłby nierównością, tyle że takiej nierówności nie ma. – Geje i lesbijki w Polsce mają zapewnione takie sama prawa jak osoby heteroseksualne, żadnej dyskryminacji prawnej nie ma – podkreśla w rozmowie z „Gościem” prof. Mirosław Nestorowicz, specjalista od prawa cywilnego z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Prawo do dziedziczenia
Prof. Nestorowicz sporządził specjalną analizę, która rozwiewa wszystkie mity dotyczące rzekomej dyskryminacji prawnej, jakiej doświadczają w Polsce osoby o skłonnościach homoseksualnych. Najczęstszym argumentem gejów i lesbijek, mającym świadczyć o tej „dyskryminacji”, jest brak prawa do dziedziczenia. Tymczasem kodeks cywilny jasno określa, że każdy obywatel może zarządzić swoim majątkiem na rzecz innej osoby. Nie ma tu żadnych ograniczeń co do płci. Co więcej, opisane w nim tzw. dziedziczenie testamentowe jest ważniejsze niż ustawowe, na mocy którego dziedziczy małżonek i najbliżsi krewni. Mówiąc inaczej, jeśli osoba pozostająca w związku jednopłciowym zapisze partnerowi swój majątek, to najbliższa rodzina nie będzie miała do niego żadnych praw.
Razem w chorobie
Kolejną nieprawdą wmawianą społeczeństwu jest brak prawa do odwiedzin partnera i uzyskania informacji o jego zdrowiu. O tym, jak skuteczna jest to propaganda, świadczy wypowiedź jednego z kandydatów na prezydenta, Andrzeja Olechowskiego, który oświadczył, że poprze projekt ustawy o „związkach partnerskich”, bo przecież gdy dwie staruszki mieszkają obok siebie i jedna z nich trafi do szpitala, to druga powinna móc dowiedzieć się o stan jej zdrowia. Całe szczęście, że ten kandydat ma małe szanse na wybór, bo mielibyśmy na czele państwa osobę o nikłej znajomości prawa. Rzeczywistość wygląda tak, że to chory decyduje, kto może go odwiedzać (reguluje to art. 31 ust. 1 ustawy o zawodzie lekarza z 1996 r.) i komu można przekazywać informacje na temat jego stanu zdrowia (artykuł 18 ust. 3 ustawy o zakładach opieki zdrowotnej z 1991 r.). Małżonek czy dzieci pacjenta nie są uprzywilejowani, mogą uzyskać wiedzę o stanie zdrowia krewnego, gdy ten wyrazi na to zgodę. Także w przypadku gejów i lesbijek jedynym warunkiem odwiedzin partnera i uzyskania informacji o stanie jego zdrowia jest zgoda chorego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogumił Łoziński