Z północy na południe i z południa na północ częściej od żywych ludzi podróżują trumny, bo imigranci pragną zwykle być pochowani w rodzinnej miejscowości. Gdy po masakrach trumny tłumnie przyjeżdżają na cmentarze, pogrzeb płynnie przechodzi w zemstę.
Zamieszki pomiędzy chrześcijanami i muzułmanami wstrząsają ostatnio Nigerią. Agencje informują o setkach ofiar zamordowanych maczetami. W marcu do tragedii doszło w pobliżu miasta Jos.
„Jos” jest prawdopodobnie zniekształceniem dawniejszej nazwy Gwosh, ale licznie przybywający tu w czasach panowania brytyjskiego anglojęzyczni misjonarze i biali osadnicy chętnie widzieli w tym akronim od słów „Jesus Our Saviour” (Jezus Naszym Zbawcą).
Półmilionowe miasto, stolica stanu Plateau, położone niemal w środku skrajnie wieloetnicznej i niemal dokładnie na pół podzielonej religijnie Nigerii, było wręcz symbolem narodowej zgody i rodzajem zaczynu tworzenia wspólnej, nigeryjskiej tożsamości. To niedaleko stąd, w środkowym pasie kraju, między islamską Północą i chrześcijańskim Południem, na terenach niezdominowanych przez wielkie ludy Nigerii, gdzie żadna grupa wyznaniowa nie ma zdecydowanej przewagi, ustanowiono też przecież w 1991 r. nową stolicę kraju – Abudżę. To tu nigeryjska niepodległość, naznaczona u narodzin wyjątkowo morderczą wojną o Biafrę (1967–1970), miała – po stłumieniu separatyzmu bogatej w ropę naftową Delty Nigru – zacząć od nowa, po raz drugi i lepiej. Niestety, różnorodność „środka” chyba ułatwia tylko polaryzację stanowisk.
Pasterze kontra rolnicy
Dokładnie we wrześniu 2001 r., gdy w Nowym Jorku i Waszyngtonie porwane przez islamistów samoloty naznaczały początek XXI wieku, wbijając się w wieże World Trade Center i w Pentagon, w Jos trwały właśnie chrześcijańsko-muzułmańskie zamieszki, podobne do tych, jakie powtórzyły się i w obecnym roku. Zginęło wtedy około tysiąca ludzi, ale – nie czarujmy się – nawet ofiary idące w tysiące są liczone odmiennie w USA i Nigerii, więc tamte wydarzenia mało kto już pamięta. Szukanie winnych nie prowadzi w Nigerii do prostych konkluzji.
W ostatniej, marcowej fali masakr (500 zabitych według rządu i 109 według lokalnej policji) ofiarami byli chrześcijanie z miejscowości Dogo Nahawa, ale w styczniu w tej samej okolicy padło trupem w podobny sposób co najmniej 200 muzułmanów. Znamienny jest fakt, iż prawdopodobnie wszyscy zabici po chrześcijańskiej stronie należą do stosunkowo nielicznego ludu Berom, podczas gdy ofiary muzułmańskie to Fulanie/ Hausa – a więc członkowie wielkiej społeczności dominującej w północnej Nigerii i licznie reprezentowanej także w sąsiednich krajach. W ten sposób religijny wymiar konfliktu jest dodatkowo wzmocniony podziałem etnicznym.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Stanisław Guliński, arabista, znawca problemów Bliskiego Wschodu