Młodziutka matka pozostawiła swoje dziecko w kieleckim oknie życia. Parę godzin później postanowiła je odzyskać. I chyba jej się to uda.
Kieleckie okno życia otwarto 25 marca ubiegłego roku. Umieszczone jest tuż obok katedry, w zewnętrznej ścianie budynku Caritas, w którym mieści się też klasztor sióstr nazaretanek. Pomiędzy dwoma oszklonymi ramami cichutko siedzą sobie trzy pluszowe króliczki. Jest tam także przykryta kołderką półeczka. Matka, która nie może wychować swego nowo narodzonego dziecka, może je tam pozostawić. Nikt nie będzie jej ścigał, nikt nie będzie dochodził jej tożsamości. Maleństwo trafi do adopcji.
Taka jest idea okna życia, ale… – To było 5 lutego, około godziny 16.35 – opowiada s. Lucjana. – Akurat modliłam się w kaplicy, która jest blisko okna życia. Było zupełnie cicho. Siostra, która była ze mną kaplicy, poszła właśnie na górę. Nagle usłyszałam sygnał z okna. Biegnę, biegnę, otwieram, patrzę, a tu duża torba z uszami. Pomyślałam: „Ktoś pewnie przyniósł jakieś rzeczy dla potrzebujących”. Otwieram zamek błyskawiczny i… słyszę, jak dziecko kwili – opowiada przełożona kieleckich nazaretanek, najwyraźniej przeżywając tamte emocje raz jeszcze.
To była dziewczynka
Zadbana, dobrze ubrana, odkarmiona. Uśmiechała się. Siostry zbiegły się z całego domu. Wbrew temu, co głosi plotka, nie ochrzciły maleństwa, ale nadały jej imię Agatka – na cześć patronki tego dnia. Zaraz potem zadzwoniły po pogotowie. Taka jest procedura – w przypadku znalezienia dziecka w oknie życia, na miejsce przyjeżdża karetka, która zabiera maleństwo na badania do szpitala. Szpital zaś standardowo zawiadamia o sprawie sąd opiekuńczy. Jeśli maleństwo jest zdrowe, trafia potem do pogotowia opiekuńczego, a następnie do adopcji za pośrednictwem katolickiego ośrodka adopcyjnego.
– Byłam zbudowana tym, z jakim szacunkiem ludzie z pogotowia podeszli do tego dzieciątka – mówi s. Lucjana. Nieśli je ostrożnie, na rękach, nie w torbie. Zawieźli do szpitala dziecięcego na ul. Langiewicza. A siostry poszły do kaplicy, żeby pomodlić się za dziecko i jego matkę. – Odczytałyśmy pozostawienie dziecka w oknie życia jako wołanie matki o pomoc – mówi nazaretanka. Kilka godzin później, wieczorem, do sióstr zadzwoniła przez domofon jakaś kobieta. Powiedziała, że jej córka zostawiła w oknie życia swoje dziecko i że chciałaby je odzyskać. – Dziecko było już w szpitalu, a zresztą skąd miałyśmy mieć pewność, że to naprawdę babcia tego maleństwa? – tłumaczy s. Lucjana. Siostry dały kobiecie numer telefonu do wicedyrektora Caritas ks. Krzysztofa Banasika.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała