Obecna konstytucja nie jest przyczyną napięć. Jest w niej wszystko, co potrzebne do skutecznego rządzenia, trzeba ją tylko realizować.
Ale jeśli już ktoś chce ją ruszać, to nie można tworzyć nowych konfliktów. A takie może rodzić projekt PiS. Dziwne jest stawianie urzędu prezydenta ponad władzami: ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. To w duchu konstytucji z 1935 roku. Większość krajów ulegała wtedy tendencjom autorytarnym. Dzisiaj nie ma powodu wracać do tego modelu. Na jakiej podstawie na przykład prezydent miałby prawo – w myśl projektu PiS – odmówić powołania premiera lub ministra, za którym stoi większość parlamentarna i powołać osobę, za którą nie stoi nikt? Albo na jakiej podstawie miałby odwoływać sędziów?
Jeśli chodzi natomiast o pomysł PO wprowadzenia systemu kanclerskiego, to…przecież system kanclerski już w Polsce istnieje! Świadczy o tym nie tylko to, że od premiera zależy, kto będzie ministrem, ale też instytucja kontrasygnaty premiera przy aktach urzędowych prezydenta – tzn. premier musi je zaakceptować, z wyjątkiem ok. 30 przypadków, np. orędzia prezydenckiego. Nie ma wątpliwości, że z obecną konstytucją muszą być zgodne traktaty międzynarodowe.
Inną sprawą jest niejasność w przypadku prawa unijnego wtórnego, np. dyrektyw i rozporządzeń. Z jednej strony – konstytucja jest najważniejsza, a z drugiej – unijne akty wtórne mają pierwszeństwo przed krajową ustawą. Ale to pierwszeństwo przed ustawą, nie przed konstytucją. Był konflikt w przypadku europejskiego nakazu aresztowania. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że nakaz ekstradycji polskiego obywatela nie jest zgodny z konstytucją. A zatem… zmieniono konstytucję. Musi zatem istnieć mechanizm – i to jest w PiS-owskim projekcie – który pozwala TK na wypowiedzenie się w takich sprawach.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Prof. Piotr Winczorek, konstytucjonalista, wykłada na Uniwersytecie Warszawskim