Budowa autostrady A1, łączącej Pomorze z Górnym Śląskiem, drgnęła pod koniec lat 70. Przez lata po-wstawały kolejne plany, które ostatecznie lądowały w koszu. Uprzykrzając przy okazji życie niejednemu pokoleniu.
Czy możemy mówić o zmarnowanych latach i pieniądzach? Rzecznik prasowy oddziału łódzkiego Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad Maciej Zalewski, odpowiadając na pytanie, używa artystycznego po-równania: – Abyśmy mogli pójść do teatru, najpierw ktoś musi wymyślić scenariusz, później potrzebni są reżyser, aktorzy, światło, udźwiękowienie, aż w końcu będzie gotowy spektakl. Tak samo jest z budową autostrady A1. To, co zostało osiągnięte w latach 80. i późniejszych, nie poszło na marne, lecz wpisuje się w pewną całość – tłumaczy. Mając w pamięci teatralne porównanie, postanowiliśmy wyruszyć do geometrycznego środka Polski w poszukiwaniu wspomnianej „całości”. Ów środek znajduje się we wsi Piątek w województwie łódzkim.
Akt I
Feliks umiera w poczuciu zmarnowanych szans
Jest rok 1956. Ignacy Tylki z Pęcławic w gminie Piątek dowiaduje się, że tuż obok jego zagrody ma ruszyć budowa autostrady. Nie przejmuje się tymi nowinkami, gdyż nie wierzy w rozpoczęcie inwestycji. Bo niby dla kogo miałaby ona powstać? Przecież pojawienie się samochodu w okolicy jest dużym wydarzeniem, a furmankom wystarczy żwirówka. Poza tym koń od asfaltu szybko traci podkowy, co tylko wzbogaci kowala, a zuboży chłopa. Lata mijają. Ignacemu przybywa siwych włosów. Jest starszy o dobrych 20 wiosen. Przez ten czas zapowiedzi o autostradzie odeszły w niepamięć, choć w okolicy coraz częściej można zobaczyć garbatą syrenkę, małego fiata czy kanciastego trabanta.
Pod koniec lat 70. po Pęcławicach rozchodzi się wiadomość, że w końcu rusza budowa autostrady. – W 1986 r. mieliśmy już naniesioną autostradę w planach zagospodarowania przestrzennego – mówi Renata Lepalczyk, sekretarz gminy Piątek. Projektanci ominęli zagrodę Ignacego Tylki, ale nie oszczędzili gospodarstwa jego sąsiada, Feliksa Trojaka. – Teść bardzo to przeżył – opowiada Anna Trojak. – Chciał wybudować oborę i stodołę, ale urzędnicy zabronili mu, bo zagroda stała na mającej powstać autostradzie. Dopiero po około 20 latach okazało się, że autostrady tutaj nie będzie, ale dla teścia było już za późno na unowocześnianie gospodarstwa. Umierał w poczuciu wielkiego niespełnienia i zmarnowanych szans. Miał żal, że urzędnicy przez tyle lat go zwodzili i nawet solidnego ogrodzenia koło domu nie pozwolili zrobić. Wreszcie w 1999 r. mogliśmy wybudować stodołę, dwa lata przed śmiercią teścia – mówi Anna.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Wójcik