PiS ma nową przewodniczącą klubu parlamentarnego: Grażynę Gęsicką. To rzadki okaz wśród polityków, bo jej kompetencje szanują nawet polityczni wrogowie i media, od „Wyborczej” po Radio Maryja.
Kiedy Jarosław Kaczyński dziękował za pracę poprzedniemu przewodniczącemu klubu, Przemysławowi Gosiewskiemu, rozległa się kilkuminutowa owacja posłów PiS. – Ten aplauz wiązał się z tym, że Przemysław Gosiewski... odchodził. Z tego powodu posłowie PiS mogliby klaskać nawet pół godziny – mówi „Gościowi” były poseł tej partii. Grażyna Gęsicka to pierwsza kobieta w Polsce, która stanęła na czele klubu parlamentarnego. Bardziej niż politykiem, jest urzędnikiem, który wykonuje swoją pracę. Nie wdaje się w ostre polityczne pyskówki, a w dyskusjach używa tylko merytorycznych argumentów. Jej koledzy z różnych partii twierdzą, że da się ją tak po ludzku lubić. – Została uznana za niezbędną do ocieplenia wizerunku partii. Trudno mi jednak ją sobie wyobrazić w roli „karbowego”, którym musi być szef klubu – ocenia jeden z jej znajomych. – Obawiam się, że Grażyna zostanie wykorzystana. Wewnątrz klubu ma pozycję, która nie daje jej samodzielności, a to przy pierwszym większym starciu w klubie się uwidoczni – podkreśla. Można przypuszczać, że bez samodzielnej pozycji będzie musiała słuchać prezesa.
Socjolog i podziemie
Grażyna Gęsicka wychowała się na Warmii. W stolicy studiowała i tu związała się z antykomunistyczną opozycją. W stanie wojennym ukrywała w swoim mieszkaniu ludzi, którzy uciekali przed internowaniem, m.in. Jana Lityńskiego i Zbigniewa Bujaka. W jej mieszkaniu odbywały się też spotkania redakcyjne podziemnego „Tygodnika Mazowsze”. Redaktorki siedziały u niej nad kolejnymi wydaniami pisma nieraz przez cały dzień i noc, aż do skończenia pracy. Towarzystwa gospodyni dotrzymywał wtedy wielki czarny pies redaktor Anny Bikont. Dziś wspomina się to dobrze, ale wtedy mogło się to dla niej skończyć zatrzymaniem przez milicję i utratą pracy w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Redaktorzy „Tygodnika Mazowsze” obsadzili w 1989 roku czołowe stanowiska w „Gazecie Wyborczej”. Pewnie też ze względu na stare przyjaźnie, „Wyborcza” zachowała wobec Gęsickiej życzliwość nawet wtedy, kiedy ta wybrała, o zgrozo, PiS. Przed laty Gęsicka była bowiem związana z bliskim „Wyborczej” środowiskiem Unii Wolności. Z rekomendacji UW została wiceministrem pracy w rządzie AWS. Nie była tam jednak odbierana jako polityk, lecz jako kompetentny urzędnik. W 2001 r. została wiceprezesem Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości, a w kampanii wyborczej 2005 r. doradzała Platformie Obywatelskiej w sprawie wykorzystania funduszy UE. Jan Rokita, który szykował się wtedy na premiera, chciał jej dać tekę ministra. – Była naszym ekspertem. No i 5 minut później przyjęła posadę ministra rozwoju regionalnego od PiS. To brak pewnej klasy politycznej – skarży się Waldy Dzikowski, wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego PO. Przyznaje jednak, że nowa szefowa klubu PiS ma też zalety. – Jest wyważona, spokojna, nieźle merytorycznie przygotowana – dodaje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak