Walka z zamachowcami skazana jest na porażkę. Można im mocno utrudniać życie, ale zamachu nigdy nie da się wykluczyć. Tym razem nic się nie stało, bo zamachowiec miał pecha.
Superdokładne kontrole, czułe detektory i ekspresowa wymiana informacji pomiędzy tajnymi służbami różnych krajów. Tylko tyle i aż tyle wystarczy, by udaremnić przeważającą część zamachów bombowych. Detale są oczywiście trzymane w tajemnicy. Informacje o udaremnionych zamachach, ale przede wszystkim o sposobie, w jaki miały zostać przeprowadzone, są tajne. Całkiem sporą część zamachów planują ludzie niezrównoważeni psychicznie i desperaci. Ujawnianie szczegółów mogłoby ich zachęcić albo wskazać słabe ogniwa systemu.
Jak przewidzieć przyszłość?
Słabe ogniwa, które zawodzą, są natychmiast wymieniane, a system uszczelniany. Zawodowcy nie działają, niestety, standardowo. I właśnie dlatego zawsze są górą. Zawsze są krok do przodu. System bezpieczeństwa, nie tylko lotnisk i samolotów, w pewnym sensie powstaje dzięki próbom i błędom. No bo jak budować zabezpieczenia przeciwko czemuś, co jeszcze nie nadeszło? – Większość pieniędzy, które wydajemy na zabezpieczenia antyterrorystyczne, jest wyrzucana w błoto – twierdzi Bruce Schneier, ekspert od spraw bezpieczeństwa. Dzieje się tak, bo terrorystom znacznie łatwiej jest dostosować się do zmieniających się warunków niż tym, którzy zajmują się bezpieczeństwem.
Na pokład samolotów można było kiedyś wnosić metalowe przedmioty, ale ogromnym nakładem środków zainstalowano bramki wykrywające metal. To okazało się jednak niewielką przeszkodą. Zamachowcom z 11 września 2001 roku udało się uprowadzić aż 4 samoloty za pomocą plastikowych narzędzi. Są tak samo ostre i tak samo twarde jak metalowe. Dla terrorysty opanowanie samolotu z metalowym czy plastikowym narzędziem w kieszeni nie robi większej różnicy. Dla służb odpowiedzialnych za zabezpieczenie lotnisk to różnica diametralna.
W dzień Bożego Narodzenia, 25 grudnia, w samolocie lecącym z Amsterdamu do Detroit w USA doszło do bardzo groźnego zdarzenia. 23-letni Nigeryjczyk Umar Faruk Abdulmutallab przed lądowaniem maszyny próbował odpalić ręcznej roboty ładunek wybuchowy. Gdyby próba się powiodła, samolot rozleciałby się na kawałki. Mogło dojść do tragedii. Nie doszło, przede wszystkim dlatego, że materiał wybuchowy zamiast eksplodować, zapalił się. Palący się na kolanach niedoszłego zamachowca koc był znakiem dla współpasażerów, którzy go obezwładnili. Gdyby ładunek wybuchł, na reakcję i obezwładnianie nie byłoby czasu. Wszyscy mieli sporo szczęścia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek