Lekarz, poeta, zbrodniarz, znachor, a ostatnio więzień. Przed Trybunałem w Hadze ruszył proces Radovana Karadžicia.
Bośnia, rok 1995. Trwa oblężenie Sarajewa. Na położonych na wzgórzach przedmieściach miasta przywódca bośniackich Serbów Radovan Karadžić rozmawia ze swoim gościem, rosyjskim poetą Eduardem Limonowem. Sarajewo mają jak na dłoni – ze wzgórza widać każdą ulicę i każdy spadający liść. Strzelić do celu z tej pozycji to dla Serbów jak splunąć. Karadžić, również poeta, z dumą recytuje Limonowowi swój wiersz „Sarajevo”, napisany na początku lat 70.: „Miasto pali się jak kadzidło, w dymie dudni nasza świadomość (…). Napastnicy atakują z powietrza nasze dusze, teraz jesteś człowiekiem, chwilę później latającą kreaturą”. Parę kroków dalej Limonow otrzymuje propozycję: – Chcesz spróbować? Dostaje do ręki karabin. Przez chwilę namierza cel. Oddaje kilka strzałów. I jeszcze kilka. Karadżić w tym czasie próbuje bez skutku dodzwonić się do żony, głaszcze kota przybłędę… To autentyczne sceny z filmu dokumentalnego „Serbski epos”, zrealizowanego przez BBC. Właśnie obejrzałem jego fragment. W tym roku, przejeżdżając ponownie przez poranione Sarajewo, patrzyłem ze zgrozą na otaczające miasto wzgórza. W centrum ciągle widoczne są ślady kul na budynkach. Obok spalonych domów z mozołem rosną nowe. Przedmieścia w wielu miejscach ciągle jeszcze są zaminowane. Szpital psychiatryczny nadal zamieszkują ofiary gwałtów. Sprawca tych obrazków, Radovan Karadžić, z wykształcenia jest psychiatrą. Z zamiłowania poetą.
Szpital i zemsta
„Rzeźnik Bałkanów” (jak zwykło się mawiać w Bośni) urodził się w Czarnogórze. Marzył o karierze psychiatry, więc na odpowiednie studia przyjechał do Sarajewa, stolicy Bośni i Hercegowiny. To prawdziwy tygiel: obok siebie mieszkali Muzułmanie (w Bośni to równoznaczne z narodowością, stąd duża litera), Chorwaci i Serbowie. Karadžić, jako współzałożyciel Serbskiej Partii Demokratycznej, w BiH był przeciwnikiem jej niepodległości. Marzył raczej o czystej etnicznie Bośni w ramach Wielkiej Serbii. Jednoznaczne poglądy sprawiły, że został prezydentem Republiki Serbskiej w Bośni (zależnej i finansowanej przez Serbię). Sąsiedzi i współpracownicy wspominali Karadżicia raczej jako przeciętnego psychiatrę. Prawdopodobnie zdawał sobie z tego sprawę, bo kiedy Serbowie rozpoczęli oblężenie Sarajewa, pierwsze pociski spadły… na dzielnicę, w której mieszkał, i na szpital, w którym pracował. W przeddzień ataku na Sarajewo przestrzegał w parlamencie wszystkich „niepodległościowców”, że nie obejdzie się bez przelania krwi. Słowa dotrzymał już następnego dnia. Zaczęło się, trwające ponad trzy lata, oblężenie stolicy BiH. Miasto było otoczone ze wszystkich stron przez bośniackich Serbów, którzy ulokowali się na pobliskich wzgórzach. Zginęło ok. 12 tys. ludzi, setki kobiet zostało zgwałconych przez serbskich „Czetników”, miasto było odcięte od prądu i wody, a jednocześnie życie toczyło się „normalnie”, m.in. odbywały się wybory miss Sarajewa, w czasie których finalistki trzymały transparent z napisem „Nie pozwólcie im nas zabijać”. Niestety, świat przez długi czas przyglądał się biernie bałkańskiej tragedii. Nawet w Srebrenicy, pod nosem holenderskich oddziałów, Karadžić, wraz z bezpośrednim wykonawcą jego rozkazów, gen. Ratko Mladiciem, dokonał rzezi 8 tys. bośniackich mężczyzn i chłopców. Nie zaakceptował nigdy układu z Dayton z 1995 roku, kończącego wojnę w Bośni i Hercegowinie. Stał się, obok Mladicia, najbardziej poszukiwanym zbrodniarzem wojennym z byłej Jugosławii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina