Julia Markowska: Jak dziś należy mówić ludziom o Ewangelii?
Bp Edward Dajczak: – Trzeba zastosować metodę dialogiczną. To być albo nie być współczesnej ewangelizacji. Autorytaryzm błyskawicznie odrzuca i irytuje ludzi, oni nawet nie zastanawiają się wtedy nad jakąkolwiek treścią. Język z kolei powinien być przede wszystkim zrozumiały. Trzeba odejść od teologicznego żargonu, który nadaje się tylko do sali wykładowej. Każda dziedzina ma swój język, którego nikt z zewnątrz za bardzo nie rozumie. Z teologią jest to samo. Jeżeli wychodzi z seminarium świeżo upieczony ksiądz z głową pełną wiedzy z ostatnich egzaminów i najłatwiej mu przenieść metody głoszenia Ewangelii z sali wykładowej, to porozumieniu z wiernymi to za bardzo nie służy. Dzisiaj bez świadectwa niewiele się zwojuje, bo człowiek współczesny, który mało czyta, potrzebuje prostej informacji.
Wielu księży uważa, że skoro tradycyjne metody nauczania tak długo przynosiły efekty, to tak będzie nadal.
– Część kapłanów nie odnajdzie się niestety w nowej rzeczywistości, bo choć teoretycznie zdają sobie sprawę z tego, że świat się zmienił, to wciąż wierzą, iż stara metoda ewangelizacji przyniesie owoce. Przyczyn nieskuteczności głoszenia nie szukają w formie przekazu, tylko w tym zwariowanym świecie, któremu zmienił się system wartości. Ale procesów społecznych się nie zatrzyma. Myślę, że wielu księży mających naprawdę dobrą wolę wierzy, że po tym etapie zawirowania świat się uspokoi. Ja też w to wierzę, ale jestem pewien, że nie wrócimy do tego, co było kiedyś. To się nigdy nie zdarza, dlatego nie wolno czekać. Młodzi, którzy nie chodzą do kościoła, nie wydorośleją i na pewno nie trafią tam sami.
Takiej wiedzy nie zdobywa się w seminarium.
– Moim zdaniem, muszą ulec zmianie metody formacji przyszłych kapłanów. Choć klerycy w seminariach przez sześć lat przyswajają sporo informacji, to ta praca w zbyt małym stopniu przekłada się na efekty ewangelizacyjne i na sposób, w jaki ksiądz będzie później żył. Oczywiście pokazują się grupy księży, którzy nawet i przy takiej formacji potrafią się odnaleźć, ale jest ich za mało.
Wielu kleryków przyjechało w tym roku „sprawdzić się” w głoszeniu Ewangelii na Przystanku Woodstock.
– Są seminaria, z których po kilku kleryków przyjeżdża tutaj co roku. Później wyrastają z nich księża, którzy zdobyte tu doświadczenie potrafią wykorzystać w duszpasterstwie. Tutaj nie ma ćwiczeń, tylko faktyczne głoszenie Ewangelii. Bo kleryk na placu musi się nauczyć słuchać i rozmawiać. Tutaj rozmówca powie mu wprost, że truje czy gada głupoty, że nie będzie siedzieć potulnie jak na kazaniu i czekać, aż ono się skończy. Tylko powie, że nie kapuje, o co chodzi, i sobie pójdzie.
Są jakieś granice metod i form ewangelizacji?
– Tylko jedna: nie wolno niszczyć radykalności Ewangelii i robić z niej papki, z obawy przed wystraszeniem współczesnego człowieka. Trzeba mówić z miłością i ciepło o jej bardzo trudnych wymaganiach. Im są one większe, tym cieplej trzeba o tym mówić, bo człowiek takich wymagań się boi. Chciałby być wspaniały, ale przerasta go trud wzrastania.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
O ewangelizowaniu na Przystanku Jezus z bp. Edwardem Dajczakiem rozmawia Julia Markowska