Prawie sześciuset młodych ludzi miało odwagę wyjść poza kościelne schematy i na woodstockowym polu rozmawiać o Bożej miłości i sensie życia.
Kiedy woodstockowicze widzą ludzi z charakterystycznymi identyfikatorami, reagują bardzo różnie. Jedni przeklinają, inni śmieją się, kolejni stwierdzają po prostu fakt: „O, Jezuski idą”. – Przyjechałam na Woodstock po raz pierwszy, rodzicom powiedziałam, że jadę ze znajomymi na biwak. I tak sobie przyszłam z ciekawości – mówi Kasia, 16-latka z Łomży. – Jacyś dziwni ci księża z Przystanku Jezus. Tacy weseli i zadowoleni, nie czepiali się, jak jestem ubrana, nie oceniali.
Mój proboszcz to by mnie już dawno pogonił. Wyspowiadałam się po raz pierwszy od 8 lat. Moi rodzice nie chodzą do kościoła, chyba że ktoś umrze albo się żeni – mówi nastolatka. Jest jedną z wielu osób, które dzięki pracy współczesnych apostołów przystąpiły do sakramentu pokuty i porozmawiały o swoich problemach. Dla wielu woodstockowiczów, którzy starali się swoim wyglądem podkreślić odmienność, zaskoczeniem było to, że nie tylko nikt ich nie ocenia, ale wielu księży i świeckich „od Jezusa” było ubranych bardziej wymyślnie niż oni. Przebrania, intrygujące hasła, śpiew, taniec to tylko niektóre elementy „taktyki” ewangelizatora. Najważniejsze, by wierzyć w to, co się robi. Bo woodstockowicze błyskawicznie weryfikują, czy jest się szczerym i prawdziwym.
Nieważne kto, ważne jak
– Kiedy wchodzę na pole z kilkadziesiąt lat młodszym klerykiem, to nie liczy się hierarchia, ale to, który z nas potrafi znaleźć z ludźmi wspólny język i ma w sobie więcej miłości – mówi bp Edward Dajczak, który jest duchowym pasterzem Przystanku Jezus i przez rekolekcje przygotowuje ewangelizatorów do działania. Jak przyznają młodzi, bardzo trudno jest wytłumaczyć, co to znaczy ewangelizować na Przystanku Woodstock temu, kto nigdy tego nie robił.
Podejście do zupełnie obcego człowieka, który często jest poraniony, wymaga odwagi i wiary w moc Chrystusa. Tu nie wystarczy przeczytać fragmentu Ewangelii według kościelnego schematu. Na polu trzeba dopasować treść przekazu do konkretnego człowieka, który czasem jest brudny i głodny. Trzeba wsłuchać się w jego historię życia, czasem zaświadczyć swoim i potrzymać za rękę. Sił na pewno dodaje na przykład SMS z podziękowaniami za pomoc czy spowiedź w środku nocy. Albo gdy człowiek, który na widok habitu na początku przeklinał i wrzeszczał, wraca, by podziękować za okazaną serdeczność i zainteresowanie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Julia Markowska , "Gość Niedzielny" – Koszalin