Tegoroczne podtopienia powinny otworzyć oczy tym wszystkim, którzy na zabezpieczeniach przeciwpowodziowych chcą oszczędzać. I przyspieszyć inwestycje, które zostały zaplanowane po powodzi tysiąclecia sprzed 12 lat.
Choć dla osób, które zostały poszkodowane przez ostatnie ulewy, nie będzie to pocieszeniem, powodzi z 2009 nie można porównać do tego, co działo się w 1997 roku. Wtedy wylały wody dorzeczy 14 rzek. Powódź tysiąclecia – jak ochrzciły kataklizm media – zabiła w Polsce 55 osób i kosztowała nas około 20 mld złotych. Dlaczego 12 lat po tamtej tragicznej powodzi woda dalej nam zagraża? Co zostało zrobione po ostatniej tragedii? I w końcu najważniejsze: czy kiedykolwiek będziemy w stanie całkowicie zabezpieczyć się przed powodzią? Najłatwiej odpowiedzieć na ostatnie pytanie. Nie, nigdy nie będziemy w stanie całkowicie zabezpieczyć się przed nadmiarem wody. Gdy w ciągu godziny na jeden metr kwadratowy spada kilkadziesiąt litrów wody, ziemia nie potrafi jej wchłonąć, a kanalizacja odprowadzić. Ulewa jest wtedy w stanie sparaliżować nawet najlepiej przygotowane miasto.
Program dla Odry
Można jednak zrobić naprawdę wiele, żeby woda regularnie nie zalewała terenów w dolinach rzek. Można, choć zwykle niewiele się robi. Polska jest przygotowana na długotrwałe ulewy tylko trochę lepiej niż w 1997 roku. Największe tragedie w 1997 r. miały miejsce w Kotlinie Kłodzkiej. Zalany i zniszczony przez wodę z Odry został także Wrocław. W połowie 2001 roku Sejm przyjął wieloletni program modernizacji Odrzańskiego Systemu Wodnego, nazwany „Program dla Odry 2006”. Program wszedł w życie w 2003 roku. Co z planów wyszło? Z 25 dużych inwestycji dotychczas udało się ukończyć około 10.
„Program dla Odry 2006” jest realizowany, ale organizacje ekologiczne mocno krytykują jego założenia. Dlaczego? Bo pieniądze idą na regulowanie rzek i budowę zbiorników retencyjnych. Tymczasem – mówią ekolodzy – w Europie od tego typu zabezpieczeń się odchodzi. Podają przykłady niemieckich rzek (np. Renu), które kiedyś uregulowane, dzisiaj przywracane są do naturalnego stanu. Typowym przykładem ma być budowanie za wszelką cenę wałów przeciwpowodziowych. One – zdaniem ekologów – załatwiają sprawę w bardzo ograniczonym stopniu. Co prawda miejsc, w których się znajdują, wysoka woda nie zaleje, ale na pewno spowoduje powódź na obszarach położonych wzdłuż rzeki.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek