Singapur zalegalizował handel organami żywych ludzi.
Minister zdrowia Singapuru Khaw Boon Wan zarzeka się, że ustawa, którą przyjął miejscowy parlament, nie legalizuje handlu organami żywych ludzi. Bo oficjalnie to nie jest handel, a jedynie zgoda na pobranie narządu i wypłata dawcy odszkodowania za „niezdolność do pracy” i inne niedogodności. Wypłata ma się odbywać za pośrednictwem transplantacyjnych fundacji albo wprost, czyli od biorcy do dawcy. Wysokość odszkodowania – umowna (rynkowa). Jednocześnie władze Singapuru stwierdziły, że nie będą miały nic przeciwko temu, by organy były pobierane od obywateli innych krajów.
Dla bogatych kosztem biednych
Tu dochodzimy do istotnego momentu. Bo mieszkańcy Singapuru, uważanego za jednego z azjatyckich „tygrysów” gospodarczych, to prawdziwi bogacze. W roku 2007 produkt narodowy brutto na jednego obywatela wynosił tam około 34,5 tysięca dolarów amerykańskich (to więcej niż w Niemczech, Francji, Japonii i Australii i około dwóch razy więcej niż w Polsce). Tymczasem w krajach sąsiednich (na przykład w Indonezji czy na Filipinach) nie brakuje ludzi, którzy żyją na skraju nędzy i gotowi są na desperackie kroki.
Tak było w ubiegłym roku z 26-letnim wówczas Indonezyjczykiem Sulaimanem Damanikiem. Mężczyzna od miesięcy pozostawał bez pracy, a miał na utrzymaniu rodziców w podeszłym wieku. Za 17,5 tys. dolarów amerykańskich zgodził się być dawcą nerki dla singapurskiego 56-letniego magnata handlowego nazwiskiem Tang Sung Wee. Namówił go do tego sąsiad, który już wcześniej sprzedał swą nerkę kobiecie z Singapuru. Tang Sung Wee przedstawił lekarzom Indonezyjczyka jako swego krewnego, ale kłamstwo to wyszło na jaw podczas badań medycznych, poprzedzających przeszczep. Do operacji nie doszło. Sprawa trafiła do sądu, ale miliarder nie poniósł z tego powodu szczególnego uszczerbku. Spędził jeden dzień w areszcie i zapłacił niewielką grzywnę. Niewielką karę poniósł także nieszczęsny Indonezyjczyk.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała