Podczas dyskusji na temat projektu ustawy legalizującej zapłodnienie in vitro, wielu jej uczestników podkreślało, że jest to projekt kompromisowy, dając jednocześnie do zrozumienia, że jest to jego zaleta.
Profesor Aniela Dylus (GN nr 47/2008) użyła nawet wyrażenia „niemoralna bezkompromisowość”, co można odczytać jako określenie postawy ludzi krytykujących projekt komisji Gowina. Również sam poseł Gowin porównuje krytyków projektu do Piłata umywającego ręce. Warto w tej sytuacji zbadać, w jakich sytuacjach kompromis jest wskazany, w jakich dopuszczalny, a w jakich szkodliwy.
Dobry kompromis
Pani profesor jako przykład pierwszej sytuacji daje dyskusję nad ustawą budżetową. Ten przykład wydaje się jak najbardziej na miejscu. W sytuacji gdy mamy do dyspozycji ograniczone środki i znacznie przewyższające je potrzeby, kompromis jest jedynym rozsądnym rozwiązaniem. Innym pozytywnym przykładem kompromisu może być porozumienie między Argentyną a Chile w sprawach granicznych. W 1978 roku wojna między tymi państwami wydawała się nieunikniona. Zawarty, dzięki interwencji Jana Pawła II, kompromis zapobiegł rozlewowi krwi. Nie wszystkie tego rodzaju kompromisy mają dobre skutki. Porozumienie z Monachium wydawało się w 1938 roku Chamberlainowi i wielu innym Europejczykom wielkim sukcesem, który dzięki kompromisowemu nastawieniu Anglii i Francji ocalił pokój. Dziś wiemy, że zachęcił Niemcy do rozpętania wojny. Jak na tym tle wyglądają kompromisy odnoszące się do spraw moralnych, zwłaszcza do przywoływanej w dyskusji ustawy z 1993 roku „…o warunkach dopuszczalności przerywania ciąży” i proponowanej ustawy legalizującej zapłodnienie in vitro? Warto przypomnieć kontekst historyczny ustawy z 1993 r. W 1956 roku władze komunistyczne w Polsce zalegalizowały aborcję bez żadnych ograniczeń. Szpitale były zobowiązane do jej przeprowadzania. W latach 60. i 70. liczbę aborcji w Polsce mierzono w setkach tysięcy.
Zły kompromis
Przy okazji demontażu komunizmu po roku 1989 środowiska katolickie postawiły postulat delegalizacji aborcji i pełnej ochrony życia od poczęcia. Wywołało to atak ze strony przede wszystkim „lewicy laickiej”, ale także ze strony „liberalnych katolików”, wspieranych przez środowisko „Tygodnika Powszechnego”. Ostatecznie ustawa w pełni chroniąca życie nie uzyskała wymaganego poparcia, udało się natomiast ograniczyć dopuszczalność aborcji – zgodnie z nową ustawą można abortować dzieci podejrzane o poważne choroby, poczęte w wyniku gwałtu i takie, które według orzeczenia lekarskiego mogą zagrażać zdrowiu lub życiu matki. Liczba oficjalnie dokonywanych aborcji spadła do kilkuset w ciągu roku – ponad 90 proc. przypadków spośród nich to dzieci podejrzane o chorobę. Odpowiedzialność za tysiące legalnych zabójstw dokonanych zgodnie z ustawą spada na zwolenników aborcji na życzenie, ale także na tych posłów, którzy opowiedzieli się przeciw ochronie życia każdego dziecka, a wsparli ochronę z wyjątkami. To oni są autorami kompromisu. Inaczej jest z posłami, którzy walczyli o pełną ochronę, a wobec odrzucenia dobrej ustawy poparli wersję dopuszczającą wyjątki, aby chociaż ograniczyć zasięg aborcji. Oni kompromisu nie zawierali. Ulegli przemocy liczebnej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Mariusz Dzierżawski, działacz społeczny