Nie będzie zakazu stosowania metody in vitro. Ale jest szansa na ochronę zarodków i skończenie z wolnoamerykanką w tej sprawie. Teraz wszystko w rękach rządu i posłów.
Zakończyły się wielomiesięczne prace Zespołu do spraw Konwencji Bioetycznej przy Radzie Ministrów. Powstał raport zawierający zarówno stanowiska wspólne, jak i zdania odrębne poszczególnych członków. Celem pracy zespołu było przedstawienie rządowi rekomendacji dotyczących ratyfikacji przez Polskę Konwencji Bioetycznej (została już przez nas podpisana, ale jeszcze nie ratyfikowana). Zespół specjalistów miał też zarekomendować premierowi propozycje, które staną się podstawą ustawy regulującej wspomaganą prokreację (tzw. metodę zapłodnienia in vitro). Premier w tej sprawie otrzymuje skrajnie różne opinie członków zespołu. Co do jednego wszyscy byli zgodni: tę sprawę trzeba uregulować, bo w Polsce panuje całkowita dowolność stosowania in vitro.
Bez zabijania?
Nie było przedmiotem dyskusji, czy w ogóle pozwolić lub zabronić stosowania metody in vitro. Spór dotyczył zakresu jej dostępności. Jedna część zespołu postulowała dostępność tylko dla małżeństw, które przeszły cykl leczenia bezpłodności. Inna grupa proponuje dostęp także dla innych par (co otwiera drogę np. homoseksualistom), a także dla osób samotnych. Nie ma też jednego zdania w sprawie dopuszczalności lub zakazu tworzenia nadliczbowych zarodków. Najbardziej restrykcyjna w tej sprawie jest rekomendacja prof. Włodzimierza Wróbla, zakazująca niszczenia zarodków. Przewiduje ona też tworzenie tylko od 1 do 3 zarodków z założeniem, że wszystkie zostaną implantowane (umieszczone w łonie kobiety; w przypadku zmiany jej decyzji i odmowy mogłyby zostać adoptowane). Nie można by zatem tworzyć zarodków zapasowych. Zarodek mógłby być zamrożony tylko w sytuacji, gdy zdrowie kobiety nie pozwalałoby na implantację. Gdyby takie rozwiązania przeszły, byłoby to jedno z najlepiej chroniących życie zarodka praw w Europie.
Lepsze prawo niż bezprawie
W rozmowie z „Gościem” (czytaj obok) Jarosław Gowin, kierujący pracami zespołu, przyznaje, że będzie rekomendował premierowi stanowisko kompromisowe, ale zbliżone do opinii prof. Wróbla. Nie ulega wątpliwości, że sprawy in vitro trzeba uregulować. Obecnie w klinikach polskich, zajmujących się sztucznym zapłodnieniem, dzieją się rzeczy straszne (przyznaje to sam Gowin), bo można robić niemal wszystko. Głośno było niedawno o zamrażarce z zarodkami, wędrującej po Polsce. Nikt nie chciał się do niej przyznać...
Przy tym składzie parlamentu i stopniu tolerancji społecznej dla in vitro nie ma obecnie szans na całkowity zakaz stosowania tej metody. Także w samym zespole nikt z jego członków nawet nie brał tego pod uwagę. Punktem wyjścia był już kompromis: in vitro będzie, ale z różnymi rygorami. – Są oczywiście granice kompromisu, na jaki możemy pójść: tą granicą jest zabijanie zarodków – mówi „Gościowi ks. Franciszek Longchamps de Bérier, profesor prawa UJ i UW, jeden z członków zespołu. – Jeśli wiadomo, że całkowity zakaz nie wchodzi w grę, to nie można się obrażać i mówić: skoro ta propozycja jest daleka od moich przekonań, to ja zabieram swoje zabawki. Wtedy pozbawiłbym się wpływu na regulacje – dodaje. Premier Donald Tusk już zapowiedział gotowość refundacji zabiegów in vitro, co wywołuje kolejne kontrowersje. Z pieniędzy podatnika finansowano by częściowo zabiegi, co do których ciągle wielu chrześcijan ma jednak zastrzeżenia moralne. Jednocześnie trzeba będzie cieszyć się, jeśli praktyka zapłodnienia in vitro zostanie obwarowana wymienionymi zastrzeżeniami.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina