Afrykańczycy są przekonani, że AIDS jest karą Bożą. Może dlatego tak trudno w Afryce walczyć z tą chorobą.
Był późny wieczór. Do bramy sióstr boromeuszek w Czilandze koło Lusaki zapukał mężczyzna. Przywiózł na taczce wycieńczone ciało niemal nieprzytomnego człowieka. Powiedział, że trzeba się nim zaopiekować, bo już czwartą noc śpi pod drzewem. Rodzina wyrzuciła go z domu. Na początku siostry zastanawiały się, nie mogły przecież zamieszkać z mężczyzną pod jednym dachem. Ks. Klimosz, ówczesny proboszcz, w domu parafialnym wygospodarował więc dwa pomieszczenia, które odtąd służyły chorym. – Długo szukaliśmy pieniędzy, żeby wybudować ośrodek dla umierających – opowiada s. Stanisława Snarzoch. – Z siostrami jako wolontariuszka pracowała wtedy pewna pielęgniarka z Holandii. Wspólnie odwiedzały pobliskie wioski i opiekowały się chorymi. Wyjechała później do ojczyzny, gdzie spotkała kobietę, która straciła brata. Umarł na AIDS. Był bogaty i nie miał rodziny, więc majątek przeznaczył dla ludzi pomagających chorym. Wykonawczyni testamentu przekazała pieniądze siostrom. Tak 11 lat temu powstało pierwsze hospicjum w Zambii.
Ryby i dzieci…
W Afryce praktycznie nie ma średniego pokolenia. Kiedy wchodzimy do kościoła, widać dzieci i ludzi starych. Kiedy rozpoczął się problem z AIDS, wielu ludzi umierało niemal na polu. Nie było żadnego leczenia ani nawet podstawowej opieki. Osoba, co do której przypuszczano, że zachorowała, natychmiast była wyrzucana z domu. Boromeuszki pracę rozpoczęły z małą grupą pracowników: jedna siostra zakonna, pielęgniarka i kilku wolontariuszy. Umieralność w tym czasie była ogromna. Brakowało leków, a państwo nie chciało przyznać, że ta choroba dziesiątkuje społeczeństwo. – Dziś opiekujemy się 960 pacjentami. Wielu z nich to dzieci. Śmierć ciągle zbiera duże żniwo, szczególnie wśród ludzi młodych – mówi s. Stanisława. Na pytanie o przyczyny zagrożenia, siostry wskazują na tzw. wolność seksualną. Dotyczy to także dzieci, które często są wykorzystywane seksualnie przez starszych. – Chodzimy do szkół i za zgodą rodziców opiekujemy się dziećmi, które mają problemy z nauką i wyglądają na chore. Po badaniu krwi bardzo często okazuje się, że są nosicielami wirusa HIV. Trzeba wtedy otoczyć je opieką. Państwo robi badania kobietom w ciąży. Jeżeli wynik jest pozytywny, stwarza się możliwości rodzenia w specjalnych warunkach, tak aby odpowiednio zabezpieczyć noworodka – mówi siostra.
Alarm dla Zambii
Świadomość o chorobie dociera do ludzi bardzo powoli. Nie wierzą, że z lekami można funkcjonować w miarę normalnie. Niektórzy do kliniki muszą iść dwa dni, a potem stać w długiej kolejce. Jeśli ktoś poczuje się lepiej, nierzadko przestaje brać leki, bo myśli, że jest już zdrowy. W hospicjum prowadzonym przez boromeuszki 90 proc. podopiecznych to ludzie w ciężkim stanie. Mają powikłania, bo albo wcale się nie leczyli, albo w leczeniu były niedopatrzenia. Według najnowszych badań ONZ, prawie 20 proc. mieszkańców Zambii choruje na AIDS. Wśród tej liczby znajduje się ponad 700 tys. dzieci – sierot. Hierarchowie Kościoła katolickiego apelują do rządu o podjęcie walki z AIDS i przyznanie na ten cel dodatkowych funduszy. Kościół katolicki jest pierwszą instytucją, która próbuje uporać się z tym problemem. Ponad 10 lat temu diecezja Ndola na północy kraju, gdzie choruje najwięcej ludzi, rozpoczęła program pomocy zdrowotnej, tworząc sieci solidarności. Swoją opieką wolontariusze objęli prawie 400 tys. osób z 23 miast. Oblicza się, że w ciągu najbliższych 2–3 lat na AIDS umrze co trzeci mieszkaniec regionu Ndola.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Łuczak