Trybunał Konstytucyjny zakwestionował przepis prawa o ściganiu z urzędu i karaniu pozbawieniem wolności do 3 lat przestępstwa pomawiania Polaków o udział w zbrodniach komunistycznych i nazistowskich. Stało się tak na wniosek Rzecznika Praw Obywatelskich.
Mam w tej sprawie ambiwalentne odczucia. Z jednej strony przyznaję rację doktorowi Januszowi Kochanowskiemu, który złożenie skargi uzasadniał tym, że odnośny paragraf kodeksu karnego (132a) w niedopuszczalny w demokratycznym państwie sposób ogranicza wolność wyrażania poglądów i prowadzenia badań naukowych, przypominając niechlubne czasy komunistycznej cenzury; rozumiem, że pełniąc swój urząd, musi podejmować takie inicjatywy. Z drugiej obawiam się jednak, że w ten sposób otwarta zostanie nader szeroko brama swobody nie tylko dla rzetelnych historyków, ale również dla ludzi, którzy lubią epatować opinię publiczną głoszeniem skrajnie nieodpowiedzialnych, niepopartych żadnymi faktami poglądów.
Można oczywiście poddawać takich pseudonaukowców środowiskowemu ostracyzmowi (co proponuje na przykład dr Antoni Dudek – doradca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej) oraz stawiać ich przed sądami z powództwa prywatnego. Sami historycy potrafią oczywiście rzeczowo rozprawić się z tymi kolegami po fachu, którzy lubują się w upublicznianiu ewidentnych kłamstw, ale część słabo zorientowanych w meandrach zarówno dawnych, jak i bliższych dziejów tzw. szarych obywateli może naiwnie uwierzyć w różne bzdury, szczególnie jeżeli będą one podsycane przez różnych ideologów oraz polityków. Wciąż nie brak przecież dosyć licznych autorów książek negujących istnienie komór gazowych w niemieckich obozach śmierci i podających w wątpliwość Holokaust, a także sławiących komunizm jako najlepszy z możliwych ustrojów.
Po orzeczeniu TK nie będzie już można ścigać z urzędu rzeszy publicystów (a także, niestety, niektórych historyków) z upodobaniem używających lżącego nasz naród określenia: „polskie obozy zagłady”. Zwłaszcza że RPO zapowiedział już kolejny pomysł: zaskarżenie przepisu o karalności kłamstwa oświęcimskiego, czyli zagłady Żydów przez Niemców.
Znając ślamazarne tempo pracy polskich sądów, można być natomiast niemal stuprocentowo pewnym, że nawet jeżeli będą do nich wpływały pozwy przeciwko historycznym oszustom, to zanim wydadzą one wyroki, część opinii publicznej zostanie trwale zainfekowana potwornymi kłamstwami. Niestety, sporo ludzi – wśród nich również nieźle wykształceni – jest podatnych na tzw. spiskową teorię dziejów, umiejętnie serwowaną im przez spragnionych pięciu minut wątpliwej, ale jednak sławy fanatyków. Dlatego, będąc przeciwnikiem ograniczania wolności słowa, nie jestem przekonany, czy Trybunał Konstytucyjny wydał tym razem słuszny werdykt, ponieważ – jak zauważył Władysław Bartoszewski (więzień obozu Auschwitz) – „prawo nie może abstrahować od skutków moralnych”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jerzy Bukowski, filozof, publicysta