W Dniepropietrowsku otwarto pierwszą z aren, które mają gościć uczestników piłkarskich mistrzostw Europy w 2012 r.
Budowa, prowadzona przez niemiecka firmę, trwała 3 lata, a jej koszty (ponad 40 mln euro) pokrył jeden z najbogatszych Ukraińców, a zarazem właściciel miejscowego klubu piłkarskiego Dnipro, Ihor Kołomojski. Nowy obiekt wzorowany jest na stadionie Borussii Moenchengladbach. Mieści około 31 tys. widzów, w tym około 300 w sektorze VIP. Spełnia wszelkie normy bezpieczeństwa i komfortu. Powstał w miejscu starego stadionu, który – podobnie jak warszawski Stadion Dziesięciolecia – służył ostatnio jako miejskie targowisko.
Na otwarcie nowego obiektu przyjechał prezydent Wiktor Juszczenko, a także uchodzący za wszechwładnego szef ukraińskiej federacji piłkarskiej Hryhorij Surkis. Mówi się, że miał on być główną postacią w skutecznych staraniach o przyznanie organizacji Euro Polsce i Ukrainie. W inauguracyjnym widowisku wzięło udział 4,5 tys. aktorów, sportowców i dzieci z miejscowych szkół. Rozegrano dwa półgodzinne mecze z udziałem byłych gwiazd Dnipro oraz Dynama Kijów i Spartaka Moskwa.
Kolejny (rezerwowy) stadion na Euro zostanie otwarty wkrótce w Charkowie. W przyszłym roku ma być oddany do użytku stadion w Doniecku. Na obiekt w kształcie bryły lodu miejscowy potentat Rinat Achmetow ma wydać – bagatela – ćwierć miliarda dolarów. Czy to znaczy, że fałszywe były pogłoski, według których Ukraińcy mogą mieć problemy, by zdążyć ze zorganizowaniem Euro 2012? Plotka głosiła, że mogliby ich w tym zastąpić Niemcy. Albo nawet, że całość imprezy odbyłaby się w Polsce. Czy więc otwarcie stadionu w Dniepropietrowsku to sygnał, że wszystko idzie na Ukrainie w dobrym kierunku? – My mamy stadiony, a Polacy mają drogi i hotele. Chyba uda się wspólnie zorganizować Euro – żartują Ukraińcy, cytowani przez „Sport”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jarosław Dudała