Głównym problemem w relacjach Unii z Rosją jest charakterystyczny dla Zachodu oportunizm, naiwne rusofilstwo oraz przekonanie, że rosyjskiego niedźwiedzia lepiej nie drażnić, gdyż rozgniewany bywa nieobliczalny.
Póki co problem z nim mają jego sąsiedzi. Na szczęście to daleko od Berlina, Brukseli i Rzymu, kalkulują zachodni mężowie stanu. W tym duchu utrzymane było niedawne oświadczenie ministrów spraw zagranicznych Rosji i Niemiec, nawołujące do umiaru w ocenie rosyjskiej polityki na Kaukazie.
Wąskie pole
Prawdą jest, że Unia w tej chwili w relacjach z Rosją nie ma szerokiego pola manewru. To ona jest od Rosji zależna, a nie odwrotnie. Na skutek wieloletnich zaniedbań i fałszywych ocen zachodnich ekspertów i polityków, lekceważących głosy ostrzegające przed politycznymi skutkami rosyjskiego monopolu energetycznego, gospodarka Zachodu jest silnie zależna od dostaw rosyjskich surowców energetycznych. Budowanych przez dziesięciolecia powiązań oraz całych systemów energetycznych nie da się zerwać jednego dnia, zresztą chętnych do stosowania sankcji także nie ma. Zwłaszcza że Rosja wojną w Gruzji umocniła swój monopol energetyczny. Zajmując Gori, przejęła kontrolę nad jedynymi niezależnymi liniami przesyłowymi gazu ziemnego i ropy naftowej z rejonu Morza Kaspijskiego na zachód.
Nie jest prawdą, że w tym samym stopniu Rosja jest zależna od Unii, gdyż przecież musi gdzieś swe surowce sprzedawać. Od kilku lat systematycznie rozbudowuje relacje z Chinami, które także pilnie poszukują surowców energetycznych. Jej rezerwy dewizowe są tak ogromne, że stać ją z pewnością na małą energetyczną prowokację wobec Zachodu. Jak skuteczna to broń, można się było przekonać, gdy w jednym z londyńskich dzienników pojawiła się plotka, że Rosja zamierza zakręcić kurek z ropą naftową i gazem ziemnym. Nagle wszyscy politycy w Europie zaczęli nawoływać do realizmu w stosunkach z Rosją.
Tymczasem działania ekonomiczne są jedynym skutecznym instrumentem nacisku na Moskwę. Jak wynika z ostatnich badań opinii publicznej, interwencję w Gruzji popiera ponad 75 proc. Rosjan. Zdecydowana większość uważa, że była to dobra okazja, aby pokazać Zachodowi, kto naprawdę rządzi na obszarze postradzieckim. Autorytet prezydenta Miedwiediewa szybko rośnie w górę, a Putina wcześniej już wszyscy uwielbiali jako opatrznościowego męża stanu. Jeśli prasa rosyjska biadoli nad czymś w związku z wojną w Gruzji, to wyłącznie nad jej skutkami ekonomicznymi. Z moskiewskiej giełdy wyparowało w ciągu ostatnich tygodni kilka miliardów dolarów. Dla państwa nie jest to problem, ale prywatni inwestorzy odczuli to boleśnie, zwłaszcza że pojawiają się sygnały o tym, że zachodni inwestorzy jakby tracili determinację co do dalszych inwestycji na tym kierunku. Gdyby Zachód twardo powiedział, że zawiesza wielkie projekty energetyczne, Rosja miałaby problem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski