O szykanach, jakie spadły na twórców filmu "Solidarni 2010" oraz odbiorze filmu, mówi Jan Pospieszalski.
Przemysław Kucharczak: Witam czarną owcę polskiego dziennikarstwa. Jak się Pan czuje w tej roli?
Jan Pospieszalski: – Ta rola jest dużo szersza. Jeżeli sam premier Tusk insynuuje mi zaangażowanie partyjne, choć jednocześnie przyznaje się, że nie oglądał filmu...
...filmu „Solidarni 2010”, o który wybuchła cała awantura.
– Tak. Ta wypowiedź premiera znaczy, że zdarzyło się coś ważnego. Jeśli marszałek Komorowski opowiada o naszym filmie, że mu się nie podoba, bo nie lubi, gdy ktoś zawłaszcza tradycję AK, to przecieram oczy ze zdumienia. Nie wiem, co było bardziej żałosne: czy dowcipy ze mnie w wykonaniu Szymona Majewskiego, czy to, co mówił marszałek. Może chciał powiedzieć coś rezolutnego, ale wyszło jak zawsze. „Gazeta Wyborcza” przeprowadziła dziką lustrację bohaterów, którzy wypowiadają się w tym filmie, rozpoznając aktora, rolnika, który ponoć ma niepopłacone jakieś zaległości, radnego PiS-u, kolejną aktorkę...
Uznali, że aktor nie ma prawa się wypowiadać.
– Temu młodemu człowiekowi odmawia się prawa do jego emocji, insynuuje mu się, że za swoje słowa bierze pieniądze. To jest niegodziwe i haniebne. Mało tego, okazuje się, że większość krytyków tego filmu albo w ogóle go nie widziała, jak historyk Andrzej Kunert, porównujący obraz do zbrodni stanu, albo też nie była w tłumie przed Pałacem Prezydenckim. Starają się nie wiedzieć o tej rzeczywistości, którą film próbował uchwycić.
Być może niektórzy podejrzewają, że celowo wybieraliście z tłumu ludzi, którzy krytykowali przeciwników Lecha Kaczyńskiego.
– Ale głosy potępiające przeciwników prezydenta Kaczyńskiego są cytatami z tych przywoływanych postaci! Przecież ludzie pamiętają słowa Bronisława Komorowskiego, że będzie „strzelał jak do kaczek”. Ludzie pamiętają, co mówili Donald Tusk, Stefan Niesiołowski i Janusz Palikot, i to cytują. Nagle okazuje się, że zacytowanie na ulicy tego, co politycy mówią w mediach, „dzieli Polaków”. Przecież to politycy mówili to najpierw, to oni są autorami tych słów. Nagle okazuje się, że cytaty z polskich polityków były w tym filmie najbardziej obraźliwe.
A słowa człowieka stojącego przed Pałacem Prezydenckim, że Donald Tusk ma krew na rękach? Reżyser Ewa Stankiewicz nie musiała brać tej wypowiedzi do filmu.
– Więc przypomnijmy, kto pierwszy to określenie wprowadził do debaty publicznej. Po samobójczej śmierci Barbary Blidy właśnie w ten sposób określano program „Misja specjalna” w telewizji publicznej, który mówił o mafii węglowej. Wtedy pojawiły się oskarżenia, że telewizja publiczna ma krew na rękach, że dziennikarka Anita Gargas ma krew na rękach, skoro ten program zrobiła.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak