Polski rząd nie skorzystał z możliwości starania się o szerszy dostęp naszych ekspertów do badania katastrofy smoleńskiej.
Gdy polska opinia publiczna równie głośno, co bezskutecznie domagała się szerszego udziału strony polskiej w badaniu przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem, a Sejm odrzucił idącą w tym kierunku rezolucję, zaproponowaną przez Prawo i Sprawiedliwość, gruchnęła szokująca wiadomość. „Rzeczpospolita” napisała, że Polska i Rosja od 17 lat związane są dwustronnym porozumieniem dotyczącym ruchu lotniczego samolotów wojskowych.
Co mówi porozumienie?
Mówi ono m.in. o wymianie informacji meteorologicznych, wzajemnym zgłaszaniu lotów, usługach związanych z obsługą samolotów (np. przy lądowaniu) oraz rozliczeniach. Ale mówi też, że w razie incydentu (np. katastrofy) z udziałem polskiego samolotu wojskowego w Rosji albo rosyjskiego samolotu wojskowego w Polsce, wyjaśnianie tego incydentu będzie się odbywać – uwaga! – wspólnie. By zrozumieć, czego dotyczy to porozumienie, trzeba rozdzielić dwie sprawy. Jedna to śledztwo, prowadzone w sprawie katastrofy, a druga to badanie jej przyczyn. Wbrew pozorom, to nie jest to samo. Pierwszym zajmują się prokuratury Polski i Rosji. Drugim zajmuje się wyspecjalizowana agenda rządu rosyjskiego (MAK). Strona polska jedynie obserwuje jej działania przez tzw. akredytowanego. Którego z tych postępowań dotyczy polsko-rosyjskie porozumienie z 1993 roku? Jak mówi rzecznik Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk, nie dotyczy ono śledztwa prokuratorskiego. To regulują inne dokumenty międzynarodowe, przyznające rosyjskiej prokuraturze rolę gospodarza tego śledztwa. Owo wspólne wyjaśnianie, o którym mówi porozumienie z 1993 roku, odnosi się więc do działań komisji eksperckich, które mają za zadanie wyjaśnienie przyczyn katastrofy, a nie ustalanie winnych.
Wybór rządu
Rzecznik prasowy Ministerstwa Obrony Narodowej Janusz Sejmej stwierdził, że porozumienie z 1993 roku nie opisuje dokładnie, jak miałoby wyglądać wspólne, polsko-rosyjskie badanie lotniczego incydentu. Dlatego rząd polski nie wskazał tego porozumienia jako prawnej podstawy badania katastrofy smoleńskiej. – Po katastrofie pod Smoleńskiem możliwe było albo rozpoczęcie długotrwałych rozmów ze stroną rosyjską, w celu ustalenia procedury badania wypadku na podstawie art. 11. porozumienia z 1993 roku, albo natychmiastowe podjęcie badań przy wykorzystaniu istniejących międzynarodowych procedur, wynikających z tzw. konwencji chicagowskiej. Wybór tzw. konwencji chicagowskiej, w ocenie także polskich specjalistów w zakresie badania wypadków lotniczych, zapewnia sprawne prowadzenie postępowania oraz jawność jego wyników – precyzuje komunikat Centrum Informacyjnego Rządu.
Wybór obywateli
Jak widać, wybór polskiego rządu podyktowany był względami politycznymi, a nie prawnymi. Możliwość starania się o szerszy dostęp polskich ekspertów do badania katastrofy została poświęcona na rzecz „sprawnego prowadzenia postępowania”. A głównym powodem, dla którego Polska nie starała się o równoprawną pozycję swoich ekspertów, była chęć niezadrażniania stosunków z Rosją. Premier Donald Tusk, lider Platformy Obywatelskiej, przyznał to publicznie, gdy nie mówiło się jeszcze o porozumieniu z 1993 roku, ale zwracano już uwagę, że nawet konwencja chicagowska daje możliwość zawarcia umowy, dającej Polsce szerszy dostęp do badania przyczyn katastrofy prezydenckiego tupolewa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Piotr Widawski, publicysta