Czy w ustawie o równym traktowaniu homoseksualiści okażą się równiejsi?
Przychodzi mężczyzna do dyrektora szkoły i mówi, że chciałby zostać nauczycielem. Ma wszelkie uprawnienia do wykonywania zawodu, jest jednak jedno „ale”. Mężczyzna jest aktywnym gejem. Dyrektor grzecznie odmawia, motywując to dużą ilością kandydatów, na co gej odpowiada: – Pan mnie dyskryminuje ze względu na orientację seksualną!
Pod dyktando Unii
Nieprawdopodobne? A jednak są kraje, w których dochodzi do znacznie większych absurdów. Na przykład w Wielkiej Brytanii państwo zmusiło największą katolicką agencję adopcyjną do przyjmowania wniosków od par gejowskich. Szefowie ośrodka ugięli się pod groźbą utraty licencji. Z kolei w RPA, po zwalczeniu apartheidu, lewicowy Afrykański Kongres Narodowy przeforsował ustawę o równości zatrudnienia, która… dyskryminuje białych! W pierwszej kolejności należy tam zatrudnić Murzyna i Murzynkę, dalej Hindusa i Hinduskę, następnie białą kobietę i dopiero na końcu białego mężczyznę.
A w Polsce? Resort pracy przygotowuje właśnie projekt ustawy o równym traktowaniu. Z jednej strony wydaje się ona potrzebna, bo np. sytuacja niepełnosprawnych czy kobiet w ciąży na rynku pracy ciągle jest niewesoła. Jak się okazuje, projekt w dużym stopniu powiela jednak przepisy, które zostały już wcześniej wprowadzone do kodeksu pracy. Według projektu nie jest np. dopuszczalne dyskryminowanie ze względu na poglądy polityczne czy orientację seksualną w zakresie możliwości podejmowania działalności zawodowej. – W praktyce oznacza to, że osoba o „nietypowych” przekonaniach, dajmy na to faszystowskich, będzie mogła uczyć w szkole – twierdzi mecenas Radosław Waszkiewicz. – Przewidziane obecnie w kodeksie pracy wyjątki od zasady równego traktowania mogą okazać się niewystarczające w zetknięciu z praktyką sądową. Prace nad ustawą podjęto, aby wdrożyć dyrektywy unijne, wydaje się jednak, że autorzy projektu wykazali się w swej pracy nadgorliwością. – Same dyrektywy dają nam możliwość uregulowania tych kwestii w sposób bardziej elastyczny i racjonalny – zaznacza mecenas Waszkiewicz. – Również traktat akcesyjny, podpisany przez polski rząd, pozostawia nam swobodę w regulowaniu w naszym ustawodawstwie kwestii o znaczeniu moralnym.
Mam dwie mamy
Problem w tym, że z tej swobody nie chcą skorzystać urzędnicy. Widać to chociażby po ostatnim spotkaniu środowisk gejowsko--lesbijskich z Rzecznikiem Praw Obywatelskich, w którym wzięła udział pełnomocnik rządu ds. równego traktowania Elżbieta Radziszewska. – Pani minister Radziszewska powiedziała, że wstydzi się za statystyki, z których wyłania się obraz Polski jako kraju nietolerancyjnego i homofobicznego. Obiecała, że przynajmniej niektóre z proponowanych przez reprezentantów środowiska kwestie zostaną uwzględnione w projekcie ustawy o równym traktowaniu – komentował spotkanie na jednym z homoseksualnych portali Sebastian Liszka z Kultury dla Tolerancji. Próbowaliśmy dociec, jakie konkretnie postulaty zostaną uwzględnione, jednak pani minister nie chciała na ten temat rozmawiać. – Projekt jest na takim etapie, że za wcześnie na mówienie o nim – usłyszeliśmy w jej biurze. Zastanawiające, przecież ma on już za sobą konsultacje społeczne i resortowe!
Projekt ustawy o równym traktowaniu ma trafić na posiedzenie Rady Ministrów jesienią. Czy znajdą się w nim zapisy o tzw. mowie nienawiści, jak chcą środowiska homoseksualne, i czy będą one oznaczać w praktyce usunięcie opinii „niepoprawnych politycznie” poza nawias debaty publicznej? W Holandii nie ma już określenia „nazwisko panieńskie”, bo to dyskryminacja – zamiast tego jest „nazwisko przy urodzeniu”. W brytyjskich szkołach zakazano nawet mówienia: „mama” i „tata”. Można mówić tylko: „rodzice”, by dzieci nauczyły się, że niektórzy koledzy mają np. dwie mamy. Czy u nas będzie podobnie? Warto przyglądać się dalszym losom projektu ustawy o równym traktowaniu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski