W Polsce uważa się ją za trybunę terrorystów. Tymczasem telewizja al-Dżazira na tle innych bliskowschodnich mediów może imponować poziomem kompetencji i niezależności.
W 1997 r. dzierżawcą najlepszego pasma na saudyjskim satelicie Arabsat był francuski kanał CFI. W pewną lipcową sobotę miał on nadawać przeznaczony dla widzów na Bliskim Wschodzie program edukacyjny dla dzieci. Przed ekranami w oczekiwaniu na emisję mogło zasiadać do 33 mln widzów, w tym wielu nieletnich. Francuzi, przez pomyłkę, zamiast programu edukacyjnego wyemitowali ostry film pornograficzny. Konserwatywni Saudyjczycy zareagowali gwałtownie, natychmiast wypowiadając CFI umowę. Mimo protestów francuskich dyplomatów, cenne pasmo się zwolniło. Niebawem zajął je mało wtedy znany kanał informacyjny al-Dżazira, nadający ze studia w stolicy Kataru, Doha.
Krytycznie i niezależnie
Słowo „dżazira” oznacza po arabsku wyspę albo półwysep. Na przykład taki, który z trzech stron oblewa woda, a z czwartej od reszty lądu izolują wielkie piaszczyste wydmy. Taki, na którym leży Katar. Jednak, jak wyjaśniał kilka razy emir Kataru, do dziś wspomagający to medialne przedsięwzięcie także finansowo, chodzi raczej o cały Półwysep Arabski, którego Katar czuje się ważną częścią. Jeśli wejdziemy do kawiarni, zakładu fryzjerskiego czy prywatnego mieszkania w którymś z ponad 20 krajów arabskich, zamieszkiwanych przez 200 mln ludzi, często możemy ujrzeć klientów niemal przyklejonych do ekranu z charakterystycznym logo katarskiego kanału.
Ich komentarze, żywe, jak to u południowców, wcale nie muszą być entuzjastyczne. Na Zachodzie al-Dżazirę zaszufladkowano jako „telewizję terrorystów”. Popularne na Bliskim Wschodzie teorie spiskowe widzą w jej programach raczej „macki syjonistów”. Bo kto to widział na Bliskim Wschodzie, by tak bezceremonialnie krytykować rządzą-cych czy panujące obyczaje. Przecież żadna firma z Arabii Saudyjskiej nie umieści reklamy w kanale, który odważył się krytycznie przedstawiać rodzinę królewską. W Egipcie rząd prowadził podjazdową wojnę z miejscowym biurem al-Dżaziry, gdy ta pokazała fałszerstwa wyborcze.
Tymczasem al-Dżazira na tle innych bliskowschodnich mediów imponuje poziomem kompetencji i niezależności. Tyle że ani społeczeństwa, ani rządy państw arabskich nie były przygotowane na pojawienie się tak krytycznego medium. Rdzeniem dziennikarskiej obsady al-Dżaziry stali się arabscy dziennikarze, z którymi BBC planowała wcześniej realizację projektu swojego arabskiego programu. A BBC o niskie standardy pracy dziennikarskiej trudno oskarżać. Ataki z tak różnych i niechętnych sobie nawzajem stron tylko świadczą na korzyść katarskiej telewizji.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Stanisław Guliński, arabista, znawca problemów Bliskiego Wschodu