Minęło 10 lat od Porozumienia Wielkopiątkowego w Irlandii Północnej. Protestanci i katolicy dali sobie szansę, żeby radosne słowo Sunday przestało w końcu kojarzyć się z „krwawą niedzielą”.
Okopy biegną poprzez nasze serca. Jak długo jeszcze będziemy śpiewać tę pieśń? Kiedy w 1983 r. Bono z irlandzkiej grupy U2 pierwszy raz wykonywał kultowy dziś utwór „Sunday Bloody Sunday”, pewnie on sam i nikt w Irlandii nie wierzył, że jest jakieś światło w tunelu przemocy i nienawiści. Mijało właśnie 11 lat od „krwawej niedzieli”, która zaostrzyła trwający od dawna konflikt w Irlandii Północnej. W niedzielę 30 stycznia 1972 roku, w miejscowości Derry, brytyjscy żołnierze zabili 14 nieuzbrojonych katolików. Brali oni udział w pokojowej demonstracji przeciwko prawu brytyjskiemu, które pozwalało aresztować wszystkich podejrzanych o współpracę z terrorystyczną Irlandzką Armią Republikańską. Po „krwawej niedzieli” wydawało się, że szansa na pojednanie i pokój przepadła na zawsze…
Terror we Wspólnocie
Ten konflikt zżerał Europę „od zawsze”. Na obrzeżach zjednoczonej i demokratycznej Europy rozgrywał się dramat ludzi, którzy nie potrafili przezwyciężyć wzajemnej nienawiści. Zamachy bombowe, bezsensowna śmierć winnych, bo „innych” i argument siły – to codzienne obrazki z wysp, które należały już do Wspólnot Europejskich. Była to gorzka lekcja pokory dla architektów nowego ładu „bez wojny” w Europie.
Irlandia od wieków należała do Imperium Brytyjskiego. Opór przeciwko najeźdźcy brytyjskiemu, jeśli pojawiał się w różnych okresach, miał charakter narodowy i wyznaniowy: katolicy kontra protestanci. Koniec XIX wieku był początkiem budzenia się silnej świadomości narodowej u Irlandczyków i chęci odzyskania niepodległości lub przynajmniej autonomii. Pierwsze powstanie w 1914 r. było właściwie bez znaczenia. Powstanie wielkanocne, które wybuchło 2 lata później, także nie miało wystarczającego po-parcia społecznego. W latach 1919–1921 toczyła się wojna brytyjsko-irlandzka. To ona zmusiła obie strony do kompromisu: Irlandia uzyskała względną niepodległość (nadal miała być „posłuszna” Koronie), ale jej północna część, właśnie Irlandia Północna, pozostała częścią Królestwa Brytyjskiego.
Na ten układ nie zgodziła się część nacjonalistów irlandzkich. I właśnie sprzeciw wobec „pozornej niepodległości” powołał do życia Irlandzką Armię Republikańską (IRA), która przez następne dziesięciolecia wpisała się krwawo w historię Irlandii Północnej. Oczywiście palmę tej wątpliwej chwały trzymała razem z terrorystami protestanckimi. Z jednej strony partia Sinn Féin, polityczne skrzydło IRA, z drugiej – unioniści, nie chcący nawet słyszeć o oderwaniu się Irlandii Północnej od Korony Brytyjskiej. Tych drugich wspierała armia brytyjska. Mimo różnic, a właściwie „dzięki” nim, obie strony łączył wspólny język: nienawiści i przemocy. Wspomniane wydarzenia „krwawej niedzieli” stały się symbolem tego beznadziejnego konfliktu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina