Prof. Marek Rocki, jeden z członków zespołu eksperckiego powołanego w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego ds. reformy, powiedział, że „studia nie są po to, by płacić studentom za oceny”.
A wszystko w kontekście informacji o zaostrzeniu kryteriów przyznawania stypendiów naukowych. Pieniądze, które w ten sposób zostaną zaoszczędzone, mają być przekierowane na fundusz stypendiów socjalnych. Nie rozumiem wypowiedzi niektórych ministerialnych ekspertów (w podobnym tonie wypowiadał się nie tylko profesor Rocki). Ale po kolei. Kryteria przyznawania stypendiów naukowych powinny ulec zmianie. Sama średnia ocen (a dzisiaj to ona decyduje o przyznaniu stypendium) nie jest wystarczająca. Weźmy pod uwagę także wystąpienia na konferencjach czy artykuły w pismach naukowych.
Ale błędem byłoby zmniejszanie puli pieniędzy do podziału. Jaką motywację do pracy będą mieli studenci, skoro bardziej będzie się opłacało być biednym niż pracowitym? Czy jedną z bolączek polskiej nauki nie jest przypadkiem to, że obowiązujący teraz system nie docenia, nie motywuje dobrze pracujących badaczy? Praca naukowca i studenta to przecież to samo.
I jeden, i drugi zgłębia wiedzę. Jeden nie wie jeszcze, czy może to być sposobem na życie, a drugi jest tego pewien. Znam wiele patologii w przyznawaniu stypendiów socjalnych. Znam też wiele przypadków – z własnym włącznie – gdzie pieniądze za dobre wyniki w nauce umożliwiały zajęcie się tylko i wyłącznie zdobywaniem wiedzy. Dawały niezależność, która umożliwiała poświęcenie całego swojego czasu rozwojowi. Zachęta finansowa należy się tak samo zdolnym naukowcom, jak i zdolnym studentom. Strach pomyśleć, że najwyraźniej w ministerstwie nauki nie dla wszystkich jest to zrozumiałe
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Moim zdaniem - Tomasz Rożek