Dobrze napisana pustka

Kluczowym, a nie nazwanym, problemem świata, który kleci przed naszymi oczami tegoroczna laureatka literackiego Nobla, pozostaje fakt, że jest to świat, z którego wyrzucono Boga.

Nota na okładce autobiograficznej opowieści „Lata” (Wydawnictwo Czarne, 2022) nowej noblistki w dziedzinie literatury raczej nie zachęca do czytania: „Annie Ernaux pisze mięsem, jej proza paruje. To pot, pierdnięcia i krew – nie bohaterska, tylko zwykła, z zadrapań, okresów i skrobanek. Pokazuje, że słowa pisane wielką literą, jak Wojna czy Wolność, są z papieru, a hipnotyzuje szczegół. Ernaux wysnuwa go z pamięci, która zaraz się rozpadnie. Kataloguje i układa powiedzenia, zbitki skojarzeń, powtórzenia. Opowieść mija krzywo wbite słupy lat – pięćdziesiątych, sześćdziesiątych, siedemdziesiątych – do dziś. Aż strach odejść od lektury, żeby nie rozpadł się ten w ostatniej chwili sklecony świat” – pisze o tej książce Grażyna Plebanek.
To prawda, że dla Annie Ernaux ważny jest szczegół. Nie jestem jednak pewny, czy to, co robi pisarka, można nazwać katalogowaniem. Katalogiem bowiem rządzi zawsze jakiś porządek, choćby tylko alfabetyczny. W „Latach” otrzymujemy natomiast świat w kawałkach, by nie powiedzieć: w strzępach, nanoszonych z dość ostentacyjną (by podkreślić, że inaczej się nie da?) niedbałością na oś czasu. To raczej kalejdoskop, w którym rzeczy ważne i nieważne mieszają się, tak jakby nie istniała żadna hierarchia, według której można by je było ułożyć. Doniosłe wydarzenia historyczne sąsiadują z zapamiętanym z dzieciństwa powiedzonkiem, a obrazy przełomowych chwil z życia – z sikaniem za barakiem. Tak zresztą często działa nasza pamięć. Sami przecież nieraz dziwimy się, czemu jedne, z pozoru nic nie znaczące, obrazy zostały w niej utrwalone, a inne, choć chciałoby się je pamiętać – znikają za mgłą.
Od literatury jednak zwykle oczekujemy, że ułoży te okruchy w jakąś opowieść; że nada sens temu, czego znaczenie pozostaje dla nas niejasne. Pod tym względem „Lata” Annie Ernaux są opowieścią à rebours, narracją o niemożności zbudowania prawdziwej narracji. O rozbiciu, rozczłonkowaniu nie tylko obrazu świata, ale i samej osoby mówiącej, która, przetykając opowieść wrażeniami z oglądania starych fotografii, na samą siebie patrzy jak na kogoś obcego. Kluczowym, a nie nazwanym, problemem świata, który kleci przed naszymi oczami Ernaux, pozostaje fakt, że jest to świat, z którego wyrzucono Boga. Nie da się zapełnić pustki po Nim orgazmami przeżywanymi z coraz to nowym mężczyzną, a to, co autorka nazywa „wyzwoleniem” najczęściej okazuje się zwyczajną rozwiązłością, usankcjonowaną „prawem” do pigułki antykoncepcyjnej i aborcji.
To lektura mocno przygnębiająca ze względu na doświadczenie duchowej pustki, z którą przy tej okazji obcujemy. Trzeba natomiast podkreślić, że jest to pustka bardzo dobrze napisana i choćby z tego powodu warto tę książkę przeczytać: by lepiej tę pustkę poznać i nią się przerazić.

Więcej o tej książce i twórczości Annie Ernaux w najbliższym „Gościu Niedzielnym”.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Szymon Babuchowski