Mówiło się o tym od dawna. Ale rząd Irlandii długo udawał, że problemu nie ma. Tymczasem gospodarka Zielonej Wyspy wymaga reanimacji. I Unia ją reanimuje. Może trochę zbyt późno, ale lepiej późno…
Irlandia przez lata była podawana jako przykład kraju, który rozwinął się pod skrzydłami UE. Wzrost gospodarczy był duży, bezrobocie małe, zadowolenie mieszkańców ogromne. Gdy po wstąpieniu do Unii dla polskich pracowników otworzono niektóre granice, Irlandia stała się dla naszych rodaków eldorado. Wszystko zaczęło się psuć w 2007 r. I każdego roku było gorzej. Dzisiaj bezrobocie wynosi około 14 proc. (o 10 proc. więcej niż przed kryzysem), a dochód na mieszkańca spadł poniżej dawno nierejestrowanego poziomu. Ceny nieruchomości w porównaniu z okresem przed kryzysem spadły o około 60 proc.
Przez ostatnie miesiące jasne było, że Irlandia ma kłopoty, ale władze wyspy nie chciały wywoływać paniki u swoich obywateli i inwestorów, więc mówiły, że kłopoty są, ale pod kontrolą. Kilkanaście dni temu Bruksela w pewnym stopniu wymusiła na Dublinie przyjęcie pomocy finansowej (a właściwie oprocentowanej pożyczki). Irlandia się zgodziła, choć cena, jaką przyjdzie jej zapłacić, będzie wysoka. Wysoka teraz, ale w dalszej perspektywie czasu zbawienna. Zielona Wyspa musi wprowadzić drastyczne cięcia i reformy. Jest bardziej niż prawdopodobne, że obecny rząd przypłaci to utratą władzy. Dla rynków finansowych widmo bankructwa jednego z europejskich tygrysów brzmiało jak horror. Stąd zapowiedź pomocy Brukseli uspokoiła szalejące giełdy, nie tylko europejskie. W zasadzie wszyscy powinni być szczęśliwi. Ale czy są?
Zatrzymane domino
W Brukseli gotowość przyjęcia pakietu pomocowego przyjęto z ulgą. W sumie UE i Międzynarodowy Fundusz Walutowy pożyczą Dublinowi 85 mld euro. – To jest wyzwanie dla całej strefy euro. Zrobimy wszystko, by powstrzymać ewentualny efekt domina w innych krajach – powiedział kilka dni temu Olli Rehn, komisarz ds. gospodarczych i walutowych. To domino to bankrutujące po kolei kraje strefy euro. Kilka miesięcy temu w poważne kłopoty finansowe wpadła Grecja. Też członek strefy euro. Dostała gigantyczny zastrzyk finansowy, pod warunkiem wprowadzenia reform. Reformy nie idą najlepiej, więc Austria już zapowiedziała, że na kolejną pomoc dla Grecji się nie zgodzi.
Wracając jednak do Komisji Europejskiej. Do niedawna nikt w Unii nie dopuszczał, że może wydarzyć się jakiś kryzys. Strefa euro w zasadzie nie miała wewnętrznych procedur pomocowych. Dopiero twarde postawienie sprawy przez niemiecką kanclerz Angelę Merkel spowodowało, że zaczęto na ten temat myśleć. Bankructwo jednego z krajów euro spowodowałoby bardzo duże kłopoty pozostałych. I to niezależnie od siły ich gospodarek. Zachwianie wartości wspólnej waluty wpływa przecież na stan finansów, a więc i na wzrost gospodarczy, i na bezrobocie, wszystkich. Dlatego rynki finansowe uspokoiły się, gdy padła zapowiedź pomocy Irlandii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek