Polska gospodarka „nie zasługuje” na kryzys – mówią politycy. Można powiedzieć, że obrywamy rykoszetem. Tylko czy to nas nie zabije?
Gospodarki w regionie to system naczyń połączonych. Gdy gdzieś źle się dzieje, odczuwają to dokładnie wszyscy. Tak jest i tym razem. Z polskiej giełdy ucieka kapitał, bo jesteśmy postrzegani jako część większej całości. Jako jeden z puzzli gospodarki Europy Środkowej. W niektórych z krajów regionu (np. na Węgrzech) sytuacja gospodarcza z powodu szalejącego kryzysu jest niewesoła. Ten pesymizm z Budapesztu przelał się do Warszawy. Efekt? – Gwałtowne osłabienie złotego i spadki na giełdzie to efekt wycofywania z naszego rynku krótkoterminowego kapitału – powiedział w TVN24 wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak. – W Polsce nie ma realnego kryzysu – dodał.
Silny złoty
Większość specjalistów zgadza się z tym, że w przełomowych momentach giełdą rządzą emocje. Taki czas mamy właśnie teraz. Zdaniem specjalistów, obiektywnie rzecz biorąc, nie ma powodów, by sądzić, że polska gospodarka kuleje. Doszło do dość dziwnej sytuacji. Polskie oddziały zagranicznych gigantów finansowych mają się lepiej niż ich centrale. Komisja Nadzoru Finansowego i sam rząd przyglądają się dokładnie (jak to zgrabnie ujął wicepremier Pawlak – „upilnowują”), czy instytucje finansowe z udziałem kapitału zagranicznego nie transferują za granicę zysku wypracowanego w Polsce. Miałby on wesprzeć centrale. Nie patrząc na fakty, zagraniczni inwestorzy uwierzyli, że Polska gospodarka też się chwieje i zaczęli wycofywać pieniądze z warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych. W efekcie bardzo silna w ostatnich miesiącach złotówka zaczęła tanieć. Co to znaczy? Waluta to też towar. Im więcej osób chce inwestować w Polsce (oceniając stan naszej ekonomii jako dobry), tym bardziej nasza waluta „jest w cenie”. Jest tym droższa. W praktyce oznacza to, że za jedną złotówkę kupimy więcej za granicą. Silna złotówka oznacza tani dolar, euro czy franka szwajcarskiego. Taka sytuacja dla wielu jest błogosławieństwem, ale nie dla wszystkich. Silny złoty oznacza, że dla gości zagranicznych w Polsce jest drogo. To właśnie dlatego ostatnie wakacje nie były zbyt udane dla polskiego przemysłu turystycznego. Nasz kraj odwiedziło mniej turystów, bo wielu uznało, że nad Wisłą wyda zbyt dużo pieniędzy. Silna złotówka to także kłopot dla tych wszystkich, którzy w Polsce coś produkują, a sprzedawać chcą za granicą. Ich produktom znacznie trudniej konkurować, bo są drogie.
Tani złoty
Sytuacja odwraca się o 180 stopni, gdy zagraniczni inwestorzy przestają się polską gospodarką interesować. Dzieje się tak np. wtedy, gdy wskaźniki ekonomiczne są niezadowalające (wtedy powody są jak najbardziej obiektywne), ale także wtedy, gdy inwestorzy po prostu boją się o swoje pieniądze. Fakty mniej się liczą, a bardziej instynkt. Wszyscy uciekają, to ja też lepiej się spakuję – zdają się mówić inwestorzy. Wychodząc ze swoim kapitałem z Polski, powodują, że notowane na giełdzie spółki zaczynają tanieć. Na warszawskim parkiecie tak źle jak teraz nie było prawie od 5 lat. Brak zainteresowania inwestowaniem w Polsce powoduje, że nasza waluta tanieje. Więcej złotych trzeba więc wydać, by kupić dolary, euro czy franki. I tutaj zaczyna się kłopot dla tych, którzy mają kredyty w obcych walutach. Najczęściej dotyczy to szwajcarskiego franka (aż 70 proc. wszystkich kredytów w Polsce zaciąganych jest w tej walucie), który w ciągu trzech ostatnich miesięcy zdrożał o ok. 40 proc! Latem jeden frank kosztował poniżej 2 złotych. Dzisiaj trzeba za niego płacić 2,7 złotego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek