Młody „napakowany”, ogolony na łyso chłopak zaczyna bić przechodnia na ulicy. Wszystko jasne… Naprawdę?
01.10.2022 11:38 GOSC.PL
Z dziś: „Naucz mnie trafnego sądu i umiejętności, bo ufam Twoim przykazaniom”.
Obrazek pierwszy:
Młody „napakowany”, ogolony na łyso chłopak zaczyna lać przechodnia na ulicy.
To opowieść o Bogdanie Krzaku, który nieprzypadkowo nosił pseudonim „Kryzys”. Jest jednym z najpiękniejszy ludzi, jakich poznałem. Ma za sobą długą drogę przebaczenia i uzdrowienia. – Zanim poznałem Pana Boga – opowiadał mi – to miałem taką misję, że jak widziałem pijanego mężczyznę na ulicy, to go zaczepiałem. Pojawiało się we mnie takie myślenie, że skoro idzie pijany, to prawdopodobnie jak wróci do domu, jego dzieci i żona będą mieli przerąbane. Wolałem dać mu „profilaktycznie” w pysk. Jak ja mu wpieprzę, to albo się zmęczy, albo – nawet jeśli jest silniejszy ode mnie – ja zacznę uciekać, on trochę za mną pogoni i może nie będzie miał ochoty bić w domy najbliższych. Ciekawa akcja ratowania dzieci…
Scena druga:
Facet podchodzi do lustra i nie zważając na szyderkę otoczenia powtarza głośno: „Jestem dobry, jesteś ważny”.
To opowieść o Grzegorzu Czerwickim („Gdy tata został potrącony nie poszedłem nawet na pogrzeb”. „Dwanaście lat więzienia. Papierosy gaszone na ciele, nocne pobudki, upokarzanie. Zacząłem wierzyć że jestem zerem”).
– Gdy zacząłem czytać Biblię początkowo była to dla mnie abstrakcja – opowiadał – Czytałem: „Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego”. Dla mnie było to nie do przyjęcia. To było nielogiczne. Im dłużej czytałem Biblię i zaprzyjaźniałem się z Jezusem, tym mocniej dochodziło do mnie, że to nie ojciec jest winien, nie okoliczności, ale źródło mojego gniewu jest we mnie. Docierało do mnie, że najgorsze więzienie, w jakie mnie wpakowano jest w mojej głowie. Gniew był we mnie: byłem wrogiem dla samego siebie. Musiałem dokopać się do źródła gniewu, wchodzić do kolejnych swych wewnętrznych więzień. Uczyłem się… przed lustrem. Patrzyłem sobie w oczy i obserwowałem, jak zmienia się moje spojrzenie. Próbowałem się polubić, przyjąć się takim, jakim jestem. W celi patrząc w lusterko mówiłem głośno: „Grzesiek, jesteś ważny. Jesteś fajny. Jesteś cenny, potrzebny, wartościowy. Lubię cię, Grzesiek”. Kumple mieli niezły ubaw. Jedna wielka beka. Ale nie przejmowałem się tym, bo odczuwałem, że spływał na mnie ogromny pokój, a mój gniew topniał. Im bardziej zaczynałem lubić siebie i widzieć swą wartość, tym łatwiej było mi zapanować nad gniewem i przebaczyć innym.
Niemiłosiernie osądzamy, nie pozostawiając często na „oskarżonych” suchej nitki. Widzimy jedynie czubek góry lodowej. Wzrok Boga sięga głębiej − dostrzega źródło grzechu, jego korzenie, nasze zranienia i bolesne pęknięcia. On widzi tę sytuację w całości, my dostrzegamy jedynie kilka puzzli tej skomplikowanej układanki.
Kto sądzi, błądzi.
„Tu zawsze jedni mówią tak, drudzy inaczej, a to wszystko jest jednak bardziej skomplikowane” – pisał Zbigniew Rokita w „Kajś”. Nie dotyczy to jedynie opowieści o Górnym Śląsku.
Marcin Jakimowicz