Teatr, nie tylko polski, już dawno zamienił się w poligon wojny kulturowej. Aktorzy nie grają, a manifestują – najczęściej niezgodę na tradycyjny system wartości. Stają w awangardzie przemian, obalają kolejne granice i bariery, widownia już właściwie nie jest im do niczego potrzebna, podobnie jak teksty dramatyczne. Coraz częściej pozostają z nich jedynie tytuły. To, co dzieje się na scenie, ma tylko luźny związek z wizją autora.
Bronisław Wildstein napisał o tej sytuacji dramat ocierający się o groteskę. Bo to, czego jesteśmy świadkami (choćby w stołecznym Teatrze Dramatycznym), coraz trudniej traktować poważnie. Ale spektakl „Komedianci, czyli Konrad nie żyje”, pokazany w TVP Kultura (i dostępny na tvp.vod), jest bardzo na serio, bo opowiada o upadku i degeneracji kultury. Akcja rozgrywa się w teatrze, oczywiście zbuntowanym, którego zespół zajmuje się głównie redagowaniem protestów (przeciw „odczłowieczaniu” uchodźców, prześladowaniu LGBT+ etc.) oraz intrygami na pohybel nowemu dyrektorowi. Zostaje on fałszywie oskarżony o mobbing i molestowanie, co niszczy jego karierę i w konsekwencji doprowadza do samobójstwa. Rzecz dzieje się z inspiracji lokalnego dziennikarza, który instruuje, a właściwie szantażuje zespół. Niewinny incydent przeradza się w wielką aferę, dzięki której aktorzy przejmują władzę w teatrze.
Bronisław Wildstein obdarzył swoich bohaterów imionami ze sztuk Szekspira, głównie z „Burzy”. Przylegają one do postaci niczym teatralny kostium. Na czele aktorskiego buntu staje Kaliban, pojawiają się Trynkulo, Stefano i Miranda, jest Albertynka z „Operetki” Gombrowicza, a dyrektor teatru to Konrad z „Wyzwolenia” Wyspiańskiego. Tekst pełen jest odniesień do wielkiej literatury, także antycznego dramatu. Cytaty z klasyki przeplatają się ze współczesną nowomową, bełkotliwymi hasłami manifestów obyczajowej rewolucji. Ten kontrast jest śmieszny i straszny zarazem. Pokazuje bowiem, jak daleko teatr odszedł od swoich korzeni i jak kultura, na której zbudowano wielką cywilizację europejską, jest dziś dekonstruowana i wulgaryzowana, co pojawia się w jej miejsce. To prawda: Konrad nie żyje, po scenie pląsa jedynie naga Albertynka.
Spektakl zarejestrowany na scenie łódzkiego Teatru im. Jaracza wyreżyserował Andrzej Mastalerz, który sam zagrał także (znakomicie) rolę Kalibana. Pytany przez dziennikarzy, czy jego zdaniem wydarzenia z „Komediantów” mają związek z jakimś konkretnym teatrem, odpowiedział: „Sytuacja w tej chwili jest taka, że te zarzuty, okoliczności mogłyby się pojawić w większości teatrów w Polsce”. Odważna to konstatacja. Panie Andrzeju, szacunek, nie tylko dla świetnego warsztatu, ale i odwagi cywilnej.•
Piotr Legutko